Pustka i monotonia. Powracający głód i ciągły chłód. A dodatkowo przejmująca samotność i czyhające za ścianą niebezpieczeństwo. Robinson Crusoe mógł się cieszyć, że wylądował w tropikach. Overgard (Mads Mikkelsen) przeżył wypadek lotniczy i utknął na lodowej pustyni, gdzie ciężej o codzienne życie i pożywienie. „Arktyka” to film surowy, nawet na tle gatunku, który reprezentuje.

Reżyserki debiut Joe Penny to niemal dokumentalistyczny zapis hipotetycznego pytania „co stałoby się z ocalonym z katastrofy lotniczej gdzieś na środku lodowej pustyni?”. I trzeba przyznać, że w większości odpowiedź jest realistyczna. Nie doświadczymy tu wielu zwrotów akcji i bogactwa fabuły, choć bez pewnego stopnia dramatyzacji oczywiście film nie może się obyć. I muszę przyznać, że jest to trafny wybór – krajobraz i twarz Madsa Mikkelsena mówią same za siebie do tego stopnia, że do sformułowania fabularnego komunikatu często nie potrzeba słów.

imdb.com

Kino jednego aktora ma to do siebie, że głównym zadaniem twórców jest maksymalne wykorzystanie potencjału gwiazdy produkcji. I, cóż, ciężko tu o lepszego wykonawcę niż Mads Mikkelsen. Niewielu europejskich aktorów jest w stanie pociągnąć tak specyficzną produkcję, natomiast Duńczyk jest tu właściwą osobą na właściwym miejscu. Jego oszczędna gra to świetne uosobienie reprezentowanego przez Overgarda całkowitego pragmatyzmu. Zadaniem reżysera w tym wypadku pozostaje właściwie głównie nieprzeszkadzanie i odpowiednie ukazanie potencjału aktorskiego protagonisty.

Overgard jest tu przedstawiony jako heros, którego tworzy los. Pozostając samotnie, dba o własną egzystencję i niespiesznie wyczekuje ratunku. Gdy jednak zostaje postawiony pod ścianą i obarczony odpowiedzialnością za więcej niż jedno życie, decyduje się na konieczne ryzyko. Głównym wymiarem tej historii jest walka o przetrwanie, nie wynikające jednak z szaleńczych zrywów. Pozostanie przy życiu jest tu możliwe jedynie dzięki metodycznemu planowaniu i skrupulatnemu przestrzeganiu zasad. Rozbitek nie może wpaść w panikę, a ostatnie na co może sobie pozwolić to chaos. Nawet, a może szczególnie wtedy, gdy podejmie wspomniane ryzyko.

imdb.com

Najważniejszy w „Arktyce” jest realizm. Penna opowiada o prawdziwym człowieku i jego ciężkich zmaganiach z nieprzyjazną naturą, w sposób bardzo ludzki. I chociaż to, co w tej produkcji najcenniejsze, ulatuje gdzieś w ostatnich minutach seansu, pozostaje ona solidnym i wartościowym dziełem. Trzymamy się mocno gatunkowych torów i unikamy mocnych zakrętów, na których całość mogłaby się wywrócić. Nie jest to film z rodzaju wielkich traktatów o ludzkiej moralności, ale i nie próbuje pod płaszczykiem filozoficznej otoczki przemycać wielkich prawd. Nie wchodząc na zbyt kruchy lód, poprawnie i bezpiecznie dowozi nas do równie zachowawczego finału. W swoim pełnometrażowym debiucie Joe Penna póki co pokusił się o niezłe rzemiosło, czuć tu jednak potencjał na znacznie więcej.

Ocena: 4/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.