Sean Baker jest przykładem artysty, który z każdym filmem stopniowo przesuwa się w canneńskiej hierarchii – zaczynał na Croisette w 2017 roku od The Florida Project, które pokazywano w jednej z pobocznej sekcji festiwalu – Quinzaine des realisateurs. Trzy lata temu jego Red Rocket było już w konkursie głównym, ale nie zostało zauważone przez Jury. Teraz jego najnowszy projekt Anora wyszedł z największym laurem festiwalu – Złotą Palmą, a Baker stał się pierwszym amerykańskim filmowcem z tą nagrodą po Terrensie Malicku, który celebrował triumf za Drzewo Życia w 2011 roku.
Anora – albo Ani (w roli znana z Pewnego razu w…Hollywood Mikey Madison), jak sama woli, by do niej mówić – jest striptizerką w jednym z klubów nocnych na Brooklynie, na którym dzieli też małe mieszkanie ze swoją siostrą. Chcąc wyrwać się z rutyny spotyka Vanyę, 21-letniego syna rosyjskiego oligarchy, który wszystko zawdzięcza swoim rodzicom. Para się pobiera. Dla niego ślub z Ani jawi się jako szansa na pozostanie w Ameryce i kontynuowanie amerykańskiego snu aniżeli powrotu do pracy ze swoim ojcem w Rosji. Dla niej – możliwość posmakowania ogromnego majątku, wielkie mieszkanie, luksus, koniec pracy w klubach nocnych. Związek Vanyi z Anorą nie podoba się jednak rodzicom tego pierwszego – nie chcą mieć bowiem żadnych powiązań z sex-workingiem. Baker zatem znowu podejmuje temat osób poniekąd z marginesu społecznego, ledwo wiążących koniec z końcem, marzących o ucieczce z szarej rzeczywistości i poznania lepszego życia.
Film Bakera w pierwszej fazie przypomina niemal bajkę, co podkreślają muzyczne montaże i sceny wyjęte z teledysków. Szybko jednak przeistacza się w coś zupełnie innego – poniekąd thriller, który mimo obszernego czasu trwania (blisko 2,5 godziny) ma znakomite tempo i rytm, a wizualnie przypomina ostatnie dzieła braci Safdie – szczególnie Uncut Gems. Mamy więc dynamiczny montaż, szybką – bez pomocy napisów niemal niezrozumiałą – wymianę zdań, krzyk i (kontrolowany) chaos. Baker tworzy dzieło, które ogląda się znakomicie, wręcz na jednym tchu.
U amerykańskiego twórcy najważniejsi są jednak bohaterowie, zawsze wielowarstwowi i niejednoznaczni. Ani wpisuje się w poczet postaci Bakera z jego poprzednich dzieł – dziewczyna z marginesu społeczeństwa marząca o lepszym życiu, niewstydząca się swojego zawodu, uparta i dążąca twardo do celu. Mimo iż w filmie oglądamy wiele scen przypominających męskie spojrzenie, według mnie utwór ten można nazwać filmem feministycznym, a bohaterkę silną i sprawczą – Baker nie drwi z jej zawodu i unika stereotypów z nim związanych, również sama Ani go nie wypiera i nie uważa, że jest to coś, co ją umniejsza. Jest jednak zdeterminowana, pewna siebie i zrobi wszystko by wyrwać się z przeciętności i coś w życiu osiągnąć.
Anora (ocena: 9) to kolejny znakomity portret najniższej klasy społeczeństwa w wykonaniu Seana Bakera – jak w poprzednich filmach, amerykański twórca twardo stąpa po ziemi i nie koloryzuje, jednocześnie pozostawia widzów w przekonaniu, że każdy powinien znać swoją wartość i marzyć o lepszym życiu. Być może największym wygranym filmu jest Mikey Madison, która miała w Cannes swój “star is born” moment i, kto wie, być może ta fenomenalna, energiczna, a zarazem poruszająca rola otworzy jej drzwi do wielkiej kariery w Hollywood, w której dostanie więcej ról pierwszoplanowych.
„który w celebrował triumf za Drzewo Życia w 2011 roku.”-o jedno w za daleko 😀