Szara i niszczejąca Italia. Daleka od pocztówkowych wizji biur podróży. Niepodobna do wysmakowanego wizerunku z filmów Paolo Sorrentino i zapierających dech w piersiach plenerów od Luci Guadagnino. Matteo Garrone, znany w Europie przede wszystkim z piorunującej ekranizacji „Gomorry” Roberto Saviano, w swoim najnowszym filmie ponownie stawia na szary i brutalny świat prawdziwych Włoch. Kanwą opowieści jest historia Pietro De Negriego, któremu nadano przydomek Er Canaro, co można przetłumaczyć jako właśnie „Dogman”. Historia znajomości De Negriego i Giancarlo Ricciego silnie posłużyła Garrone za inspirację. Warto więc zapoznać się z nią dopiero po seansie.

Marcello (Marcello Fonte) to prosty właściciel salonu dla psów. Choć niegrzeszący inteligencją, to oddany swojej pracy. Centrum jego życia stanowi mały pasaż handlowy, sąsiadujący z niszczejącym wesołym miasteczkiem gdzieś nad brzegiem morza tyrreńskiego. Jedynymi przyjaciółmi są właściciele sąsiednich punktów handlowych. Spokojną – mogłoby się wydawać – okolicę terroryzuje Simone (Edoardo Pesce), typowy „kark”, przed którym pokornie schylają głowy wszyscy w okolicy. W szczególności zaś Marcello, który dorabia sobie do skromnego budżetu obrotem kokainą na małą skalę. Relacja tej dwójki to ciekawy przykład odarcia widza z komfortu. Tak nieprzewidywalny Simone, jak i zastraszony  Marcello, są postaciami z którymi niemal nie sposób się utożsamić. A jednak w jakiś przewrotny sposób do żadnego z nich nie sposób czuć autentycznej niechęci. Nietrudno zrozumieć akceptującego opresję Marcello, który nie widzi innego wyjścia i popada coraz głębiej w bezwolną zależność, ale i Simone – wielkiego drapieżnika – korzystającego z braku rywali w tym ekosystemie i eksploatującego jego najsłabszy element.

variety.com

To nie jest świat, który znamy. I nie ma nic dziwnego w tym, że początkowo nie rozumiemy jego mechaniki. Właściwe nam pytania – „dlaczego czegoś z tym nie zrobią?”, czy „dlaczego nie powie nie?” – nie przystają do miejsca, które tworzy Garrone. I nie chodzi tu o to, że zamiast być czarno-białe, wszystko skąpane jest w odcieniach szarości. Nie tylko nie istnieje podział na dobro i zło, ale wręcz właściwie nie istnieje samo dobro. A jeśli już, to w sferze prywatnej. Jedynie wobec córki Marcello może sobie pozwolić na słabość i prawdziwe okazanie serca. W prawdziwym życiu nie ma miejsca dla słabych jednostek. Jeśli nie istniałby Simone, Marcello zostałby wykorzystany przez innych ludzi. A z czasem pojawiłby się inny drapieżnik, co przytomnie zauważa jeden z bohaterów, gdy pozostali planują się go pozbyć.

Sceneria przypomina tę z „Gamorry” – jest świadectwem lepszej przeszłości i przygnębiającej teraźniejszości. Jakby była kolejnym przeciwnikiem, z którym muszą mierzyć się bohaterowie. Sposób pracy Garrone także nie przeszedł większej ewolucji – sporo kręcenia „z ręki”, świadomie niedoświetlonych ujęć i zauważalna mała liczba dubli, dzięki której aktorzy zyskują cechy wiarygodnych naturszczyków. Wszystko jest oczywiście przytłumione i szarawe, a rzeczywistość mimo względnej rutyny, emanuje podpowierzchniowym niepokojem. Przed oprawcą, napiętnowaniem, zasłużoną i niezasłużoną karą. Świat „Dogmana” jest jednocześnie nieznośnie surrealistyczny i bezsprzecznie brutalnie realistyczny.

Nie sposób odmówić reżyserowi umiejętnej narracji, która pomimo przewidywalnego toru fabularnego nie nuży. Tym, co jest jednak kluczowe dla ostatecznego sukcesu, są absolutnie wspaniałe wybory obsadowe. Łaknący uwagi i docenienia, podobny do psa w swej ślepej wierności Marcello Fonte (złota palma za pierwszoplanową rolę męską) oraz epatujący tępą siłą Edoardo Pesce tworzą świetny i absolutnie niejednoznaczny duet, będący główną siłą napędową filmu. Nie podejmuję się określenia, czy „Dogman” słusznie został wskazany jako włoski kandydat do oscara. Na pewno jednak Matteo Garrone udowodnił, że stał się reżyserem z pierwszej europejskiej ligi, zdolnym do kręcenia wysokiej jakości kina na pograniczu rozrywkowego i artystycznego. Uczynił to jednak nie porzucając „swojej” tematyki i specyficznego stylu, który z czasem powinien sytuować go w grupie twórców kina autorskiego.

Ocena: 4.5/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.