Jak już pisaliśmy w poniedziałek, nowy film Quentina Tarantino zgromadził podczas swojego otwarcia 286 798 widzów.
Wynik ten obejmuje nie tylko sam weekend otwarcia, ale także pokazy przedpremierowe, które odbyły się w środę i świąteczny czwartek. Nie wiadomo więc do końca, ilu widzów odwiedziło kina od piątku do niedzieli. Najprawdopodobniej było ich i tak więcej niż na dotychczasowych filmach Tarantino. Najlepszymi trzydniowymi wynikami otwarcia mogły do tej pory pochwalić się Nienawistna ósemka (prawie 114 tys.), a następnie Bękarty wojny (101,5 tys.) oraz Django (96,3 tys.). Przepaść między Pewnego razu…w Hollywood a poprzednimi dokonaniami kultowego reżysera jest zatem ogromna.
Można zastanawiać się, z czego ona wynika. Wątpliwe jest, aby twórczość Tarantino zyskała aż tak bardzo na popularności w ciągu ostatnich trzech lat. Leonardo DiCaprio i Brad Pitt w głównych rolach zapewne przyciągnęli niejednego widza, podobnie zresztą tematyka, a raczej wątek Sharon Tate odgrywanej przez Margot Robbie. Wydaje się jednak, że silnie oddziałującym na polską widownię magnesem mógł być Rafał Zawierucha w niewielkiej roli Romana Polańskiego. Informacja o polskim aktorze grającym tę postać w wielkiej hollywoodzkiej produkcji reżyserowanej przez Quentina Tarantino była mocno nagłośniona w polskich mediach i miała najprawdopodobniej pozytywny wpływ na frekwencję.
Przy takim otwarciu, dobrych recenzjach, które Pewnego razu… w Hollywood zbiera oraz nadal mocnych dniach powszednich ze względu na wakacje, film Tarantino powinien mieć szanse na ostateczny wynik przekraczający milion widzów. Należy jednak pamiętać, że rezultat podawany przez dystrybutora jest (mocno) zawyżony przez pokazy przedpremierowe. Bez nich widownia w weekend mogła nie przekroczyć 200 tys. widzów. Poza tym nowość – ze względu na metraż, tempo oraz pewnego rodzaju hermetyczność – może okazać się zbyt nieprzystępna dla casualowego widza. Także wieść o bardzo małej roli polskiego aktora może zniechęcić niektóre osoby. Istnieje więc zagrożenie krótkich jak na polski rynek nóg (tak jak w przypadku Nienawistnej ósemki).
W cieniu przeboju UIP wystartowała polska produkcja Na bank się uda. Jej wynik – 74 347 sprzedanych biletów – można jednak uznać za dobry. Jest on lepszy od uśrednionej prognozy uczestników naszej box office’owej zabawy (60,29 tys.). Jako że komedia była wyświetlana od czwartku, na jej koncie po tym weekendzie znajduje się 96 223 widzów. Najlepszym porównaniem może okazać się inna polska komedia, która do kin trafiła także w wakacje. Chodzi o Voltę Juliusza Machulskiego. W przeciwieństwie do nowości minionego weekendu na wynik rzędu 99 tys. sprzedanych biletów spory wpływ miało zapewne nazwisko reżysera. Volta zgromadziła ostatecznie ponad 500 tys. widzów. Na tak dobry rezultat Na bank się uda nie ma raczej większych szans.
W pierwszej dziesiątce znalazło się jeszcze miejsce dla dwóch innych nowości. Bardzo przyzwoicie spisał się dokument Tajemnica ojca Pio, który na 47 ekranach zgromadził 7 056 widzów. Dochodzą nas głosy, że zainteresowanie tym tytułem wśród wiernych jest spore, a to może przełożyć się na poszerzenie dystrybucji w kolejnych tygodniach i długie nogi prowadzące w rozrachunku końcowym do kilkudziesięciu tysięcy widzów.
Bardzo słabo sprzedała się natomiast nowość z Cate Blanchett. Gdzie jesteś, Bernadette? było wyświetlane na 85 ekranach. Od piątku do niedzieli na seansach pojawiło się zaledwie 6 970 widzów (średnia poniżej 100 osób na ekran). Wraz z pokazami przedpremierowymi na koncie filmu Richarda Linkaltera znajduje się 8 408 sprzedanych biletów.
Jeżeli chodzi o starsze tygodnie, to warto zwrócić uwagę na Toy Story 4 – jego udany drugi weekend (-40%) oraz poprzedzający go środek tygodnia (ponad 200 tys. od poniedziałku do czwartku). Po 10 dniach wyświetlania na koncie animacji Pixar znajduje się już prawie pół miliona widzów: 468 115. Najpóźniej podczas najbliższego weekendu powinno udać się wyprzedzić wszystkie trzy poprzednie części:
Tymczasem coraz bliżej tytułu najbardziej popularnego filmu roku jest Król Lew. Podczas tego weekendu na konto produkcji Disneya wpadło jeszcze 65 540 biletów, a to oznacza, że jego stan zwiększył się do 2 260 114 widzów. Do Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3 brakuje zatem już tylko 130 tys. sprzedanych biletów. Różnica w widowni obu filmów po piątym weekendzie zmalała z 90 tys. do 12 tys., natomiast podczas piątego weekendu na polską produkcję sprzedano aż o 21 tys. biletów mniej niż na Króla Lwa.
Trzecia animacja w pierwszej dziesiątce – Sekretne życie zwierzaków domowych 2 – przekroczyła właśnie pułap 1,4 mln sprzedanych biletów i jest na dwa kroki przed wyprzedzeniem oryginału, który zgromadził w naszych kinach 1,42 mln widzów. Wynik poprzednika poprawi także I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże!. Po tym weekendzie na koncie francuskiej komedii znajduje się 189 861 widzów. Pierwszą część obejrzało w sumie nieco ponad 200 tys. osób.
Pierwsza dziesiątka poniżej. Frekwencja podczas weekendu zbliżyła się do pułapu 650 tys. widzów.