Jeszcze do niedawna Człowiek-Pająk miał prawdziwego pecha do ekranizacji. Sony celowało chyba w tyle wcieleń Petera Parkera, by złożyć z nich własną ekipę a’la Avengers, a jeden z najważniejszych dla Marvela superbohaterów tułał się gdzieś poza MCU. Aż w końcu Disney dogadał się z Sony, a Tom Holland został trzecim już fabularnym Parkerem, którego zdążyłem poznać w ciągu dekady. I tym razem wszystko wyszło lepiej, niż mogliśmy się spodziewać. Po świetnym debiucie w marvelowym uniwersum przyszedł całkiem dobry „Homecoming”, a później występy nowego Pająka w zwieńczeniu dekady MCU, a gdzieś w międzyczasie fenomenalny „Spider-Man: Uniwersum”, który ostatecznie zbudował dobrą atmosferę wokół przygód tej postaci.

Po tym przydługim wstępie wspomnę, że bezdyskusyjnie jest to moja ulubiona postać, jeśli liczyć wszystko, co wyszło spod ręki Stana Lee. Tym bardziej bolało mnie poniewieranie jej od 2002 roku. I tym bardziej cieszę się, że Spider-Man nareszcie święci tryumfy. W „Daleko od domu” podróżuje po Europie. Nawet bohater z sąsiedztwa nie może jednak liczyć na wakacje, gdy kolejne miasta pustoszą przerażające stwory, z którymi walczy tajemniczy (nomen omen) Mysterio (Jake Gyllenhaal). W międzyczasie prócz obowiązków zamaskowanego alter ego, Peter stara się zdobyć uwagę MJ (Zendaya) i ukryć swoją tożsamość przed całą szkolną klasą.

Sony Pictures

W „Daleko od domu” odnajdziemy chyba najlepszy balans humoru i akcji, jaki zaoferowało dotąd MCU. Wprawdzie w sporym stopniu zawdzięczamy to specyfice tej postaci, z drugiej jednak strony wielotorowa fabuła zostawia sporo miejsca kreacjom drugoplanowym, a kreacja głównego antagonisty jest wiarygodna i – podobnie jak to miało miejsce w przypadku Vulture’a – jego „złość” jest tak uzasadniona, że niemal warta usprawiedliwienia. (SPOJLER dla jedynie filmowych fanów Spider-Mana) Zresztą znów decyduje o tym również jakość odtwórcy tej roli – Jake Gyllenhaal w końcu znalazł się w jakiejś adaptacji komiksu, a że to jeden z najbardziej wszechstronnych i utalentowanych aktorów w Hollywood, Mysterio otrzymuje duszę, emocje i to właśnie po ujawnieniu swoich planów zaczyna zasługiwać na sympatię.

Marvel Studios do perfekcji opanowało produkcję filmów zarazem właściwie wypuszczanych hurtowo, a jednocześnie spełniających wysokie normy jakościowe. Wszystko w Spider-Manie, może prócz niezmiennie nijakiej Zendayi, jest idealnie zaprojektowane. Trzymający tempo scenariusz, wysoka jakość CGI, wplecenie całej konstrukcji MCU oraz trochę głębsze zanurzenie się w temacie funkcji bohaterów w świecie post-thanosowym. Niedwuznaczna jest sugestia, by rozważyć to w kontekście naszego świata – z jaką łatwością przychodzi nam wynoszenie na piedestał i strącanie zeń naszych bohaterów. To wszystko składa się na kolejny świetny odcinek wielkiego filmowego serialu blockbusterowego.

Sony Pictures

„Spider-Man: Daleko od domu” to dowód na to, że ludzie z Marvela nie tylko mają pomysł na swoich bohaterów, ale po przeszło dwudziestce filmów potrafią wykorzystywać do maksimum ich potencjał oraz status fabularny przeogromnego uniwersum. Stopień gustownego splecenia luźnych i poważnych wątków oraz przemieszania wykorzystywania schematów i wprowadzania nowinek świadczy o tym, że nie jest to film robiony ‚z marszu’. Zamiast dorosłego nastolatka w dorosłym ciele, film Wattsa oferuje nam Człowieka-Pająka, którego nie sposób nie lubić. Superbohatera z sąsiedztwa, który nawet ratując świat pozostaje chłopakiem z liceum – Peterem Parkerem w masce Spider-Mana, nigdy na odwrót.

Ocena: 4.5/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.