W ostatnich dwóch dniach bardzo udane dzieła przedstawiło kilku czołowych europejskich twórców. Hansen-Løve przyjechała z kolejnym wybitnym obrazem kobiety szukającej odpowiedniej dla siebie drogi w życiu, a Cristian Mungiu opowiedział o wszechobecnym w rumuńskiej społeczności strachu przed obcymi.

Mia Hansen-Love, jak sama przyznaje, pomysły na scenariusze filmowe bierze z własnego życia oraz życia jej bliskich, co dla skromnej paryżanki nie jest bynajmniej czymś zasługującym na uznanie, wręcz przeciwnie – nie jestem wystarczająco kreatywna, przyznała niedawno w jednym z wywiadów, odpowiadając na pytanie, dlaczego każdy jej utwór opiera się na wspomnieniach. Jednak fakt, że historie Hansen-Løve są dla niej tak osobiste, sprawia, że dzieła te charakteryzują się niebywałą szczerością i dużym stopniem autentyczności.

Nie inaczej było w przypadku Un beau matin (Ocena: 8) na którego realizację wpłynęła poważna choroba ojca Hansen-Løve. Debiutujący w sekcji Quinzaine des realisateurs film skupia się na Sandrze, w której to życiu aktualnie dzieje się bardzo dużo: stan zdrowia chorego na Alzheimera ojca ulega pogorszeniu (nie rozpoznaje on już nawet swojej córki), przez co potrzebuje on całodobowej opieki. Drugą osią narracji jest życie miłosne Sandry, od kilku lat samotnej matki. Po śmierci męża, Sandra nie potrafi się w związkach odnaleźć, jaka sama przyznaje nie pamięta już “co to znaczy kochać”, jej potrzeba bliskości znajduje upust w Clemencie, znajomym męża, z którym to nawiązuje na pierwszy rzut oka czysto fizyczną relację. Sceny zbliżeń jawią się jako nad wyraz niezręczne i niekomfortowe, co oczywiście jest przyczyną przeszłości kobiety.

Hansen-Love mówi o tym, jak strata może być jednocześnie startem czegoś nowego. Nie jest przypadkiem, że często oglądamy Sandrę pracującą jako tłumaczkę: tak jak w pracy z łatwością tłumaczy konferencje prasowe, tak w życiu płynnie przechodzi od odczuwania melancholii i smutku do radości. Choć przez chorobę trudno nawiązać jej bliższy kontakt z ojcem – scena z podkładem muzycznym Schuberta złamie wam serce – to zrobi wszystko, by choć przez chwilę jej się to udało. Żonglująca pomiędzy tymi trudnymi chwilami, Lea Seydoux jest być może najlepsza w karierze, sposób, w jaki przekazuje emocje i schowane uczucia jest bardzo dyskretny, ale efektywny, jak nigdy wcześniej u niej.

Nie ulega jednak wątpliwości, że Un beau matin to jeden z mniejszych, prostszych dzieł wybitnej Francuzki. Nie ma tutaj zawsze trudnego do zrealizowania autotematyzmu (Bergman Island), nie ujrzymy też dużych przeskoków czasowych jak choćby w Tout est pardone. Prostota nowego filmu Mii Hansen-Løve jest jednak też jednym z jego jednym z atutów.

Choć poziom tegorocznego festiwalu jak na razie nie zachwyca, to Cristian Mungiu należy do autorów, na których zawsze można liczyć. Rumun nie zawiódł i tym razem. Specjalizujący się w dysekcji palących problemów rumuńskiego społeczeństwa Mungiu powraca w znajome rejony i w R.M.N (ocena: 8) opowiada o kulturowych podziałach, stereotypach i uprzedzeniach w stosunku do osób z innego otoczenia.  Do małego miasteczka przyjeżdżają dwie osoby ze Sri Lanki, których zatrudnia zarządzająca piekarnią, progresywna, nie bojąca się ludzi z zewnątrz kobieta – Csilla. Wkrótce jednak następują konflikty – społeczeństwo protestuje przeciwko “czarnym rękom piekącym chleb”, a film przybiera tony thrillera, a nawet horroru.

Choć nie jest to nic świeżego w europejskim kinie, podane jest to jednak w typowo dla Mungiu wybitny sposób, zarówno na poziomie scenariuszowym jak i realizacyjnym.  Wystarczy przytoczyć niesamowicie intensywną, blisko 20-minutową scenę w ratuszu miejskim, gdzie mieszkańcy dyskutowali o aktualnym kryzysie związanym z zatrudnianiem imigrantów.

Jutro: Ruben Ostlund i Triangle of Sadness oraz Men Alexa Garlanda.

Palme d’Or Power Ranking:

  1. M.N, Cristian Mungiu
  2. IO, Jerzy Skolimowski
  3. Armageddon Time,James Gray
  4. Boy From Heaven, Tarik Saleh
  5. Tschaikovsky Wife,Kirił Serebrennikow
  6. Le otto montagne, Charlotte Vandermeesch, Felix van Groeningen

A niżej oceny Screendaily i Les Film Francais:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.