Spike Lee wciąż żyje! Choć po jego ostatnich dokonaniach miałem wątpliwości. Od czasu bardzo dobrej „25 godziny” ten – jakby nie patrzeć uznany – reżyser głównie zawodził. I to kręcąc zarówno na duży, jak i mały ekran. „Czarne bractwo” miało jednak potencjał na przerwanie niechlubnej serii. W końcu być może najlepszy film w jego karierze to pokrewny tematycznie „Malcolm X”. Maszyna marketingowa zapowiadała ciekawą i aktualną propozycję, zbudowaną na pozbawionym patosu scenariuszu.

W 1972 roku pierwszy czarny policjant w Colorado Springs Ron Stallworth (John David Washington) nawiązuje kontakt z lokalną komórką Ku Klux Klanu. Z oczywistych względów Stallworth nie jest w stanie przeniknąć do grupy samodzielnie. Ciałem i działaniem w tym planie ma być Philip Zimmerman (Adam Driver), który wraz z partnerem skonstruuje skuteczny duet, który pomimo podejrzeń zaskakująco mocno wniknie w struktury KKK. Sprawa stanie się naprawdę poważna, gdy Stallworth przypadkowo zwróci na siebie uwagę wielkiego mistrza Klanu Davida Duke’a (Topher Grace), a jego zaangażowana politycznie dziewczyna Patrice (Laura Harrier) sama znajdzie się w niebezpieczeństwie. Przy czym muszę już tu nadmienić, że relacja tej pary jest absolutnie nieprzekonująca i dopisana do scenariusza w celu większego zaplątania fabularnego. Ciekawe postaci tworzą natomiast Jasper Paeaekkonen i Ryan Eggold, dzięki którym to wątek infiltracji organizacji przez Zimmermana pochłania całą naszą uwagę.

Fabuła została dość luźno zainspirowana prawdziwą historią, opisaną przez Rona Stallwortha w książce „Black Klansman”. Słowo „luźno” jest tu kluczowe, bo jego konsekwencją jest kilka logicznych dziur, które mają istotny wpływ na główny wątek filmu. Dodatkowo, całość naprawdę miała miejsce w okresie rządów demokraty Jimmy’ego Cartera, nie zaś skompromitowanego przed historią Richarda Nixona, co nadaje całemu filmowi zupełnie innego dźwięku. Co gorsza, Lee nie uniknął patosu, a w niektórych scenach jest on mocno irytujący (przemowa Kwame Ture) lub zobojętniający (zestawienie Black Power / White Power). Razi to na takiej samej zasadzie, jak bardzo specyficzny epilog, silnie korespondujący ze współczesnością. Z jednej strony to jakby „za bardzo”, nadawanie filmowi fabularnemu cech dokumentu i ambicje do kreowania społecznych traktatów i prawienia moralitetów. Jakby spojrzeć na to inaczej, to jednak film Spike’a Lee. Wiedziałeś widzu, na co się piszesz i nie można mieć reżyserowi za złe, że jest wierny swojemu stylowi i wymowie, jaką mają mieć jego dzieła.

kino.de

Pomimo nieźle nakręconej i sprytnie przeplatającej humor i napięcie pierwszej części filmu, „Czarne bractwo” to produkcja, o której szybko się zapomina. Dobre kreacje oraz niewymuszona chemia dwójki głównych bohaterów to niewątpliwy atut, który ginie jednak pod słabym scenariuszem i narastającym tranzytem przekazu ze strony twórcy. Używając znacznie mniej dosłownych środków, Spike Lee mógł stworzyć znacznie ciekawszy i zniuansowany obraz. Po intrygującym wstępie, wszyscy grzecznie zajmują jednak pozycje postaci w białych i czarnych kapeluszach (no pun intended). Wiele może się tu jednak podobać. Fabuła mimo wszystko wciąga i angażuje, choć przeszło dwie godziny to zdecydowanie zbyt długo na ten zasób treści. Przyjemnie ogląda się też relacje dwójki bohaterów oraz wybijające się postaci na drugim planie, w czym spory udział umiejętnie napisanych dialogów. Daje się również zapamiętać charakterystyczny, przy czym nieco za mocno eksploatowany motyw muzyczny.

Nie pozostawia wątpliwości, że „BlacKkKlansman” będzie frekwencyjnym i finansowym sukcesem. Zaledwie 15-milionowy budżet został potrojony na rynku macierzystym, a ogółem sprzedał się bardzo dobrze we Francji, Wielkiej Brytanii i… Finlandii (na razie piąty wynik roku, przed „Jurassic World” i „Nowym obliczem Greya”). Film zbiera także bardzo dobre recenzje, choć niestety sądzę, że duży wpływ ma tutaj tematyka, nie jakość filmu. To produkcja do polecenia amatorom oscarowego wyścigu (na pewno przewinie się w paru miejscach) oraz częstym gościom kinowych sal. Ale daleki od roli najciekawszej premiery miesiąca.

Ocena: 3.5/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.