Gra o tron polega w tym przypadku na zdobyciu przez Avengers: Endgame szczytu listy najbardziej dochodowych filmów wszech czasów na świecie, który w tej chwili okupuje – i będzie starał się zachować – Avatar.
Od kilku dni na stronach piszących o bezprecedensowym box office’owym sukcesie najnowszego filmu MCU można spotkać się z prognozami, które wskazują na to, że pozycja ostatniego reżyserskiego dokonania Jamesa Camerona może być zagrożona. Przypominam, że na przełomie 2009 i 2010 roku Avatar zarobił na całym świecie $2,788 mld, a od tego czasu żaden inny film nie był w stanie zbliżyć się do tego rezultatu. Jednak już niebawem może się to zmienić.
Doniesienia nie tyle o rekordowej, co o niszczącej dotychczasowe rekordy przedsprzedaży biletów (Disney skrócił o połowę okno przedsprzedaży względem Avengers: Infinity War, wywołując wśród fanów panikę prowadzącą do przeciążeń serwerów serwisów sprzedających bilety online. Trąbiły o tym media, które w ten sposób jeszcze bardziej napędzały przedsprzedaż), a teraz także przychodach z pierwszych dni wyświetlania, których skala jest oszałamiająca, mogły i mogą nadal napawać optymizmem. Nawet, jeżeli:
a) przedsprzedaż biletów, która zazwyczaj odnosi się do pierwszego weekendu lub tygodnia dystrybucji, nie musi w pełni oddawać zainteresowania widowni daną produkcją i nawet w tym przypadku nie musiała oznaczać tego, że Avengers: Endgame stanie się w rozrachunku końcowym najbardziej dochodowym filmem wszech czasów;
b) wyniki z premierowego weekendu w dystrybucji kinowej nie wskazują jednoznacznie na to, czy dany film jest frontloaderem, backloaderem, czy po prostu czymś pomiędzy;
To drugie jest już jednak pewnym namacalnym punktem odniesienia. Globalne przychody z premierowego na poziomie $1,224 mld stanowią niemalże 43% końcowego rezultatu filmu Jamesa Camerona. Avengers: Infinity War, które na mniej więcej tych samych rynkach zarobiło przed rokiem na otwarcie $832 mln (choć nie podczas jednego weekendu ze względu na opóźnioną o dwa tygodnie premierę w Chinach), w rozrachunku końcowym zwielokrotniło przychody 2,45-krotnie. Taki współczynnik w przypadku Endgame dawałoby trzy miliardy dolarów.
Zakładając jednak większe spadki w kolejnych tygodniach – ze względu na wyższe, często rekordowe wyniki otwarcia wynikające w dużym stopniu z potrzeby obejrzenia finału pierwszych 11 lat MCU jak najszybciej w celu uniknięcia spoilerów, a także ze względu na to, jak bardzo wynik otwarcia został napompowany chociażby chińską premierą zaplanowaną na środę (a nie w piątek, jak to zwykle bywa), powietrze z box office’owego balonika może ulotnić się niezwykle szybko. Na przykład w Chinach zarobione do tej pory $350 mln mogą już teraz, sześć dni po starcie, oznaczać ponad 60% ostatecznych przychodów z tamtejszego rynku. Na innych rynkach przychody z pierwszego weekendu mogą natomiast stanowić 40-50% zarobków ostatecznych.
Scott Mendelson z Forbes pisał niedawno, że Avengers: Endgame musiałoby przebić podczas premierowego weekendu globalny wynik Captain Marvel ($1,111 mld), żeby zachować szansę na wyprzedzenie Avatara. Wtedy autor nie sądził zapewne, że może się to udać. Czy teraz można już mówić o tym, że film MCU wyprzedzi widowisko Jamesa Camerona? Nie. Odpowiedź może dać jednak drugi weekend wyświetlania. Wydaje się, że magiczna liczba, którą powinniśmy zobaczyć pod koniec następnego weekendu, żeby umocnić się w przekonaniu, że czeka nas zmiana na pozycji lidera wszech czasów, to 2 miliardy dolarów. Jeżeli wynik będzie nadal zaczynał się od „1”, niepewność pozostanie. Ale hej, $2,5 mld to przecież też niezła sumka, Disney!