W ostatnich dniach poznaliśmy programy najbardziej prestiżowych tzw. festiwali jesiennych (Wenecji, Toronto, Nowego Jorku). Często to właśnie te wydarzenia kształtują każdego roku sezon nagród i pozycjonują filmy walczące o najważniejsze laury. Przyjrzyjmy się zatem bliżej największym graczom festiwalowej jesieni.
Każdego roku w okolicach sierpnia poprzez oferty festiwali poznajemy tytuły, o których głośno będzie aż do gali oscarowej. Studia wykorzystują Toronto, Wenecję i Telluride jako platformy startowe do zbudowania rozgłosu wokół swoich filmów oraz, co chyba najważniejsze, podniesienia ich prestiżu. Nie przez przypadek przez wiele lat na Oscarach triumfowały wyłącznie filmy, które przewinęły się przez festiwalową karuzelę. By podać tylko kilka przykładów: Slumdog. Milioner z ulicy oczarował publiczność w Toronto i Telluride, z kolei Nomadland i Kształt wody zachwyciły widzów i jury z Wenecji. Właściwie dopiero CODA w zeszłym roku złamała regułę trwającą kilkanaście lat, że oscarowi zwycięzcy muszą pokazać się we wrześniu na jesiennych festiwalach.
Inarritu i Baumbach z nowymi filmami dla Netflixa
Trudno powiedzieć, jak będzie w tym sezonie, jednak znamy już dzieła, które są pozycjonowane przez studia jako tegoroczne Psie Pazury, Romy czy Historie Małżeńskie. Jak pewnie zauważyliście, są to tytuły należące do Netflixa i od niego też zacznijmy, jako że streamingowy gigant ponownie przystępuje do jesieni z ofertą pełną filmów światowej klasy reżyserów. Głównym graczem wydaje się być Bardo Alejandro Gonzaleza Inarritu – blisko 3-godzinna, nostalgiczna komedia nawiązująca do dzieciństwa meksykańskiego reżysera. Film będzie miał swoją premierą w Wenecji i podobnie jak parę lat temu Roma Cuarona, utwór zostanie pokazany na kluczowym w kontekście Oscarów festiwalu w małej miejscowości w stanie Colorado – Telluride, gdzie większość faworytów sezonu jest promowana. To ważny, branżowy festiwal i obecność na nim utworu Inarritu potwierdza jego oscarowe aspiracje. Z drugiej strony, martwić może brak Bardo w pierwszej fali ogłoszeń w Toronto, gdzie przecież Roma znalazła się na podium głosowania na nagrodę publiczności. Ciągle, przy entuzjastycznym przyjęciu Bardo na Lido i dobrych opiniach oscarowych ekspertów w Telluride oczekujemy, że film stanie się kluczowym elementem sezon nagród.
Dwójką Netflixa może być White Noise Noaha Baumbacha, który otworzy dwa wielkie festiwale, najpierw Wenecję, a potem New York Film Festival. Zapowiadany jako największy, najdroższy, a zarazem najbardziej ambitny projekt autora Historii małżeńskiej, zbiera on bardzo dobre opinie selekcjonerów festiwalów, którzy nazywają go bezsprzecznym triumfem sztuki i zabawną medytacją o życiu. Z racji tego, że ma to być najbardziej hermetyczny film Baumbacha, ostrożny byłbym z typowaniem go do głównych kategorii oscarowych. Czas jednak pokaże, jak zostanie przyjęty na festiwalach.
Pozostając w temacie Netflixa, na Lido zobaczymy też długo wyczekiwaną Blonde, w której to Ana de Armas wcieli się w Marilyn Monroe. To film, który niemal na pewno podzieli publiczność i w najlepszym przypadku okaże się tegoroczną Spencer, pozostając jedynie w grze o nominację aktorską. Z kolei w Toronto światowe premiery będą miały The Good Nurse ze świeżo upieczoną zdobywczynią Oscara Jessicą Chastain i Eddie Redmaynem, gwiazdorsko obsadzony sequel Knives Out – Glass Onion czy nowy film Sebastiana Lelio z Florence Pugh – The Wonder.
Zapowiadany jeszcze niedawno jako faworyt do Oscara w aktorze pierwszoplanowym – biograficzny Rustin autora Ma Rainey’s Black Bottom, ominie jesienne festiwale i zadebiutuje dopiero w 2023 roku. Podsumowując plany Netflixa – trzeba przyznać, iż posiadają bardzo mocny zestaw filmów, dziwi jednak, że nie zdecydowali się na wysłanie żadnego utworu zarówno do Wenecji jak i Toronto, tak jak robili to w poprzednich latach z Psimi Pazurami i Romą.
Bogata oferta A24
Studio stojące za sukcesami Moonlight i Lady Bird, ma już jednego wielkiego gracza oscarowego w tym sezonie – Wszystko wszędzie naraz. Jednak to prawdopodobnie nie będzie ich jedyny utwór liczący się w walce o prestiżowe laury. W weneckim konkursie ujrzymy nowy film Darrena Aronofsky’ego – The Whale z potencjalnie oscarową rolą Brendana Frasera, wcielającego się w otyłego, ważącego blisko 300 kilogramów mężczyznę. Również na Lido ukaże się produkcja mającej niedawno na Nowych Horyzontach retrospektywę Joanny Hogg – The Eternal Daughter. Te dwa filmy (a także Pearl Ti Westa) znalazły się również w lineupie festiwalu Toronto, co pokazuje pewność siebie A24 i potencjalnie przystępność tych utworów.
Czarnym koniem sezonu może być debiut Elegance Bretton – The Inspection, który znalazł się nie tylko w programie Toronto, ale będzie też filmem zamknięcia festiwalu w Nowym Jorku i jest o nim głośno w branży – niektórzy tworzą nawet porównania do Moonlight. Wyłącznie na kanadyjskiej ziemi zobaczymy za to długo wyczekiwany film z udziałem Jennifer Lawrence – Causeway. A24 posiada też w swojej bibliotece kilka znaczących tytułów z Cannes, między innymi Blisko i Aftersun, które zapewne będzie promować w kameralnym Telluride Film Festival. Sądzę, że szczególnie ten pierwszy może liczyć na ciepłe przyjęcie i zbudowanie istotnego buzzu w drodze po nominację za film międzynarodowy.
Brytyjskie filmy Searchlight Pictures
Searchlight od lat uchodzi za czołowe studio w kontekście sezonu nagród. To przecież dzięki ich kampanii po główną nagrodę sięgnęły takie filmy jak Zniewolony, Birdman, Kształt Wody czy Nomadland – wszystkie debiutując najpierw na jesiennych festiwalach. Nie sądzę, by w tym roku studio miało potentata na miarę tych dzieł, mimo tego spójrzmy jakimi nazwiskami i filmami może się pochwalić Searchlight na tegorocznej scenie festiwalowej.
Po sukcesie Trzech Billboardów (Złoty Glob w dramacie, Oscary dla Frances McDormand i Sama Rockwella), studio postanowiło zakupić następny projekt Martina McDonagha – Duchy Inisherin, którego akcja rozgrywa się na malowniczej irlandzkiej wyspie, a głównymi aktorami są stali współpracownicy brytyjskiego twórcy – Colin Farrell i Brendan Gleeson. Podobnie jak Billboardy, film będzie miał światową premierę w konkursie festiwalu w Wenecji. Nie wróżyłbym sukcesów na poziomie poprzedniego dzieła McDonagha, niemniej warto mieć ten utwór na uwadze.
Innym graczem Searchlight jest Empire of Light Sama Mendesa (autora choćby 1917), który trochę niespodziewanie okazał się gotowy na jesienne festiwale. W związku z tym ujrzymy go w Toronto oraz Telluride. I choć pierwsze informacje z pokazów testowych nie brzmią optymistycznie, to love-story z grająca schizofreniczkę Olivią Colman i zapewne jak zawsze cudownymi zdjęciami Rogera Deakinsa brzmi jak film wart zobaczenia i coś, co potencjalnie może spodobać się członkom Akademii.
Osobiste dzieło Stevena Spielberga
Z pozostałych festiwalowych tytułów na pewno warto zwrócić uwagę na kolejną autobiograficzną historię światowej klasy reżysera. Po Cuaronie, Branaghu czy Sorrentino, wspomnieniami do dzieciństwa wróci Steven Spielberg, którego The Fabelmans (Universal) światową premierę będzie mieć w Toronto. Również w Kanadzie po raz pierwszy zostanie pokazany nowy film Sary Polley – Women Talking. Spodziewamy się, że to będą jedne z najgłośniejszych dzieł w Toronto i główni kandydaci do nagrody publiczności.
Nie można zapominać też o The Son Floriana Zellera (jego poprzedni film The Father zgarnął dwa Oscary i był blisko triumfu w Best Picture), który zagości najpierw w Wenecji, a potem w Toronto. Dużym graczem może być też pierwszy od 16 lat film Todda Fielda – TAR, opowiadający o światku muzyki klasycznej i wielkiej kompozytorce – Lydii Tar, w którą wcieli się Cate Blanchett. Premiera w Wenecji, a następnie pokazy w Telluride, Nowym Jorku i być może też w Toronto. Będzie to, jak widać, jeden z gorętszych tytułów jesieni.
Powraca też Peter Farrelly, którego nowy, film The Greatest Beer Run Ever, zaprezentuje Toronto. Choć trudno oczekiwać sukcesu na miarę Green Book, czyli laureata nagrody publiczności, a potem Oscara za najlepszy film, to potencjalny crowd-pleaser z wyborową obsadą (Bill Murray, Zac Efron, Russel Crowe) i ambitnym dystrybutorem (Apple TV+) jest warty wzmianki w tej zapowiedzi.
EnergaCamerimage i American Film Festival powalczą o polskie premiery
Jak co roku, o najgłośniejsze tytuły z jesiennej karuzeli festiwalowej powalczą u nas dwa wydarzenia mające miejsce w listopadzie – skupiający się na celebracji osiągnięć operatorów filmowych – Camerimage i pokazujące głównie niezależne kino zza oceanu – American Film Festival. Ten pierwszy rośnie w siłę z każdą edycją i przyjazdem coraz to większych osobowości (w ostatnich latach byli nimi Cuaron, Tarantino, Villeneuve, czy Wright), wydaje się, że goszczenie światowych premier to tylko kwestia czasu. Kontaktów i prestiżu toruńskiego festiwalu mogą pozazdrościć w Polsce chyba wszyscy, wydarzenia to stało się również kluczowym przystankiem dla branży w drodze po Oscary.
Promować swoje dzieła na polskiej ziemi lubi, a wręcz kocha Netflix (polskie premiery Psich Pazurów, Hand of God czy Romy). W związku z tym jestem przekonany, że na Camerimage ujrzymy polską premierę Bardo, być może w obecności Alejandro Gonzaleza Inarritu i rzecz jasna operatora Dariusa Khondjiego. Najprawdopodobniej będzie można też zobaczyć nowy film Noaha Baumbacha – White Noise, choć z racji, że jest to utwór amerykański, możliwe, że po raz pierwszy wyświetli go u nas AFF. Camerimage często gości pierwsze pokazy filmów brytyjskich (Belfast, Faworyta) i sądzę, że w tym roku podobnie będzie z Empire of Light Sama Mendesa, The Son Floriana Zellera oraz Duchami Inisherin Martina McDonagha (Trzy Billboardy też miały tutaj swoją polską premierę).
Jakie polskie premiery zgarnie American Film Festival? Poza Baumbachem, łakomymi kąskami są The Whale Darrena Aronofsky’ego i The Fabelmans Stevena Spielberga. Jednak oba dzieła były fotografowane przez stałych gości Camerimage – kolejno Matthew Libatique (choć wątpliwe czy jest on jeszcze mile widziany w Toruniu po incydencie sprzed lat) i Janusza Kamińskiego. Szczególnie The Whale to pewniak do udziału w konkursie Camerimage, choćby z racji, że Czarny Łabędź otwierał tenże festiwal w 2010 roku, potem również pokazywano tutaj mother!). Zdecydują prawdopodobnie pieniądze i widzimisię dystrybutorów. Jednak tylko Camerimage jest w stanie ściągnąć do Polski Stevena Spielberga, szczególnie że festiwal obchodzi w tym roku okrągłe 30. urodziny i będzie chciał ten fakt odpowiednio uczcić.
Odchodząc już jednak od tematu filmów walczących o Oscary, nie zaryzykuję wiele, pisząc, że na AFF odbędą się zapewne pierwsze w Polsce pokazy najgłośniejszych amerykańskich filmów z Cannes, czyli Armageddon Time Jamesa Graya, Showing Up Kelly Reichardt i War Pony Riley Keough/Giny Gammell, a selekcjonerzy Camerimage jak co roku przywiozą największe zagraniczne hity z Wenecji na czele ze Złotym Lwem. Jednym słowem: będzie co oglądać!