Scenariusz do „(Nie)znajomych” jest 18. wersją historii opowiedzianej w „Dobrze się kłamie w dobrym towarzystwie”. Autorzy oryginału – Paolo Genovese i spółka – stworzyli samograj, choć do pełnowymiarowego sukcesu całość wymaga (przynajmniej) dobrego rzemieślnika za kamerą i nie gorszych aktorów przed nią. Wspomniane warunki – z nawiązką – spełniają twórcy polskiej wersji „Perfetti sconosciuti”. „Nasi” dodali do włoskiej protoplasty kilka nowych dialogów i scen, które na pewną znajdą więcej zrozumienia wśród nadwiślańskiej widowni.
Grupka znajomych spotyka się na kolacji u jednej z par. Mamy tutaj Annę i Grześka (Maja Ostaszewska i Łukasz Simlat) przytłoczonych szarą codziennością, Ewę i Tomka (Kasia Smutniak, Tomasz Kot), którym tej codzienności chyba brakuje, Olę i Czarka (Ola Domańska i Michał Żurawski) będących na początku swojej związkowej podróży oraz Wojtka (Wojciech Żołądkowicz – konia z rzędem, temu kto poznał, że grał on w młodego prokuratora w „Układzie Zamkniętym”), który swoją drugą połówkę zostawił w domu. Aktorzy obsadzeni są świetnie i momentalnie czujemy, że to prawdziwa grupka przyjaciół, którzy znają się jak łyse konie. Kolacja mija w klimacie „Jedzą, piją, lulki palą” do momentu, gdy jedna z osób proponuje niewinną (z pozoru) zabawę: wszystkie wiadomości i połączenia jakie otrzymają na telefon mają być jawne – SMSy czytane będą na głos, a połączenia odbierane na „głośnomówiącym”.
High-concept został tu świetnie wykorzystany przez twórców, którzy uderzają zarówno w humorystyczne jak i dramatyczne tony. Oto, po kilku zabawnych sytuacjach, których paliwem jest z pozoru niewinna gra, atmosfera gęstnieje do tego stopnia, że w niektórych momentach czuć pewien dyskomfort. Wynika on z nieprzyjemnych okoliczności, z którymi oko w oko stają bohaterowie, których zdążyło już się polubić.
Bez wchodzenia w szczegóły warto podkreślić, że obie strony medalu (humor i powaga) wybrzmiewają bardzo efektywnie. Jest to głównie zasługa aktorów. Oni bowiem, podobnie jak w klasykach typu „Dwunastu gniewnych ludzi”, trzymają tę produkcję na swoich barkach. Najlepiej wypada para Ostaszewska-Simlat, grająca wypalone małżeństwo. Jednak także reszta obsady wciela się w swoje postaci w sposób naturalny i z potrzebnym wyczuciem. Wszystko to sprawia, że sami stajemy się szybko gośćmi na filmowej kolacji (polecam zjeść makaron przed seansem) i łatwo wyczuwamy emocje, jakie doświadczają główni bohaterowie.
Jak zostało to już wspomniane na wstępie – żeby całość wypaliła, potrzebny jest także dobry reżyser. Tadeusz Śliwa, którego dotychczasowa filmografia jest raczej skromna, okazał się sprawnym i świadomym twórcą. Pozwolił on aktorom po prostu odegrać swoje role, a sam – czuwając nad całością – pomyślał zarówno o ciekawym montażu (scena z ziołem), jak i kilku nowych scenach nawiązujących do polskich realiów.
Ostatecznie „(Nie)znajomi” są bardzo dobrze nakręconym i zagranym filmem, który z sukcesem łączy w sobie humor i powagę. Daje on także do myślenia (widziałem, że parę osób nerwowo, w ukryciu usuwało dane z telefonu) i jest jedną z tych produkcji, do których często będzie się wracać. Ostatecznie jego wydźwięk jest dość gorzki i pokazuje, jak niewiele wiemy niekiedy o bliskich nam osobach, które sami często zastępujemy w naszym życiu różnego rodzaju urządzeniami. Czy nadejdą czasy, że „smart lodówka” będzie wiedziała więcej o naszej diecie niż nasz współmałżonek?
Ocena 4.5/6