Jakieś dziesięć lat temu przeżywałem szczytowy okres wsiąkania w prozę Stephena Kinga. Czytałem wszystko, co wpadło mi w ręcę i starałem się dotrzeć do lepszych i gorszych adaptacji. A były to czasy, gdy Kinga ekranizowano zwykle albo wybitnie, albo fatalnie. W ostatnich latach ekranizacja kinowa pisarza z Maine pojawia się niemal co roku, a dodatkowo powstało sporo seriali, by wspomnieć dość popularne u nas „Pod kopułą”, czy aktualnie emitowany „Castle Rock”. A że z adaptacjami dalej bywa różnie – od świetnego „To” po pożałowania godny remake „Carrie” – na Kinga chodzi się zarazem ze sporymi oczekiwaniami oraz z duszą na ramieniu.

„Smętarz dla zwierzaków” to jedna z moich ulubionych powieści Kinga. Znajdziemy tu wiele typowych dla niego motywów, z odwołaniami do kultury rdzennych amerykanów i motywem zła czychającego w teoretycznie najbezpieczniejszych miejscach. Jeff Buhler, znany dotąd z najwyżej średnich horrorów („Prodigy. Opętany”, „Nocny pociąg z mięsem”) dokonuje pewnych zmian w materiale źródłowym, przy czym scenariusz raczej dość niewiernie podąża za książką. Choć właśnie o owo ‚raczej’ rozchodzi się, gdy po filmie zastanawiamy się, czego tu zabrakło, pomimo odstępstw od zamysłu autora.

Paramount Pictures

Budżet na poziomie 21 milionów dolarów nie pozwala może na wielki rozmach, ale z pewnością sprawia, że film nie wygląda już jak produkcja na mały ekran. Niestety podczas seansu mamy wrażenie, że oglądamy raczej film telewizyjny, który postanawia po linii najmniejszego oporu ‚odbębnić’ ekranizację. Niezbędne skróty przechodzą w ogromne uproszczenia, a wyjaśnienie „bo tak już jest” zbyt często staje się uniwersalnym wytrychem. Reżyserski duet Kevin Kolsch-Dennis Widmyer mając do dyspozycji taki materiał źródłowy, nie umie zbudować odpowiedniej grozy bez jasno określonego antagonisty. Postanowienie, by nadrobić to kilkoma jump scare’ami to oczywisty strzał kulą w płot.

„Smętarz” ratują choć trochę przyzwoicie zarysowane postaci. Więcej niż to możliwe wyciąga z siebie John Lithgow z jedynie formalnie drugoplanowej roli Juda. Przyzwoity występ daje Jason Clarke, który jednak porusza się w bezpiecznych ramach i nie daje swojej postaci zbyt wiele duszy. Na szczęście jest jeszcze młoda Jete Laurence, która całkiem ciekawie wypada w roli Ellie. To ważne, bo jej rola ma tu sporo większe znaczenie, niż w książkowym pierwowzorze.

Paramount Pictures

Z książki, którą pamiętam przeszło dekadę po przeczytaniu, powstał film, który zapomina się w tydzień. Scenarzysta przyciął materiał w ramy stuminutowego produktu, nie za bardzo zważając na to, w czym tkwiła siła „Smętarza”. Reżyserzy natomiast nie umiejąc pracować z takim horrorem, najlepiej czują się dopiero w konwencji ‚zabójca chodzi i zabija’, której rzecz jasna nie zabrakło. Pomimo technicznej staranności i rzemieślniczej poprawności, ostatecznie film sytuuje się bliżej zamulającego slashera, niż trzymającego w napięciu psychologicznego dreszczowca.

Pierwsza z tegorocznych adaptacji kinowych prozy Stephena Kinga, pozostawia nas z niedosytem, ale i z nauczką. Powierzając film wspomnianemu wyżej tercetowi twórczemu, Paramount podjął spore ryzyko. Twórcy (póki co) z niższej ligi nie podołali pod względem artystycznym i stworzyli w dość średni film, w sam raz na leniwy wieczór przed telewizorem. I choć jakościowo jest przeciętnie, finansowo można ogłosić delikatny sukces. Weekend otwarcia wykręcił wynik powyżej budżetu (24,5 mln, ogółem 54 mln w pieć weekendów, a globalnie zarobił przeszło 100 mln USD.

Ocena: 3/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.