Parę dni temu zakończyła się kolejna stacjonarna edycja Nowych Horyzontów. Jednak jeszcze do 7 sierpnia można odkrywać znaczną część programu online, gdzie znajduje się co najmniej kilka tytułów wartych uwagi.

Tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Nowe Horyzonty, jak niemal co roku, była bogata w głośne tytuły z Cannes, Berlina czy Wenecji. Najwięcej mówiło się o laureacie Złotej Palmy – w Trójkącie Rubena Östlunda i nagrodzonym Grand Prix – Blisko Lucasa Dhonta. O tych i o innych canneńskich hitach miałem już jednak okazję co nieco napisać w relacjach z Lazurowego Wybrzeża. Dzisiaj chciałbym skupić się na utworach, które były trochę w cieniu, trochę na uboczu tej festiwalowej karuzeli, a zasługują na znacznie więcej. Wiele z nich można nadal oglądać w zdalnej części Nowych Horyzontów.

Zaczynając jednak od dzieł pokazywanych ekskluzywnie we Wrocławiu – zachwyciła mnie Turkusowa suknia Maryam Touzani, której nie złapałem w maju na Croisette (pokazywana była w sekcji Un Certain Regard), a która na Nowych Horyzontach oczarowała mnie swoją intymnością oraz tym jak marokańska autorka portretuje postaci mierzące się ze swoimi sekretami. Touzani bardzo szybko zarysowuje podstawową problematykę filmu: starzejąca się marokańska para prowadzi upadający sklep odzieżowy. Halim jest mistrzem swojego fachu, jednak pracuje w oldschoolowym stylu, wolno i dokładnie. Nie spełnia oczekiwań współczesnego rynku stawiającego na ilość aniżeli jakość. Mina, jego kochająca (ale też chora na raka) żona, martwi się o losy sklepu i postanawia zatrudnić młodego i niezwykle przystojnego praktykanta – Youssefa, z którym Halim nawiązuje coraz to bliższą relację.

W Turkusowej sukni, Maryam Touzani nie marnuje ani jednego słowa czy kadru. Precyzyjnie napisany scenariusz i zarysowane postaci dają nam film pełen miłości (różnego rodzaju, od platonicznej do seksualnej) oraz zrozumienia. Działa on jako film o odkrywaniu własnej seksualności, ale również jako utwór broniący instytucji małżeństwa, mówiący, że warto być z drugą osobą całe życie i poznawać jej piękne cechy. Touzani stworzyła tradycyjnie skonstruowane, ale piękne, kameralne i poruszające dzieło, które gorąco polecam nadrobić.

Innym filmem, dostępnym tylko w stacjonarnej części festiwalu była – mocno dzieląca nowohoryzontową publiczność – Niewierna Claire Denis, wcześniej pokazywana w ramach konkursu głównego na Berlinale. Jest to wybitny dramat, trójkąt miłosny oparty przede wszystkim na gęstej atmosferze i nieoczywistych wyborach mis-en-scene autorki. To jeden z tych “normalnych” filmów Denis, którego można porównać choćby do Let the sunshine in (również z udziałem Binoche). Nie ujrzymy tutaj seksu w kosmosie (High Life) czy kanibalizmu (Trouble Every Day – również wyśmienite dzieło, które po raz pierwszy zobaczyłem na tegorocznych Nowych Horyzontach). Jak jednak przystało na utwór Claire Denis, jest on nadal mocno hermetyczny i nie każdy się w nim odnajdzie.

Już scena otwierająca dzieło jest pełna tajemnic i ukrytych znaczeń. Przyglądamy się Sarze (rewelacyjna jak zawsze Juliette Binoche) i Jeanowi (gwiazda Titane  Vincent Lindon), błogo szczęśliwej parze, obejmującej się na głębokim morzu. W tle jednak słyszymy niepokojącą muzykę Tindersticks, która naprowadza nas na to co się niebawem wydarzy. Niedługo później Sara przypadkiem spotyka Francois – byłego partnera, ale też kolegę Jeana. Przeszłość powraca, a wraz z nią stare uczucia i wspomnienia. To, co się wydarzy później ma znamiona prostego melodramatu, jednak sposób, w jaki ten melodramat jest przez Claire Denis przedstawiony robi ogromne wrażenie. Denis w swoim stylu buduje fabułę bez ekspozycji, to widzowie sami muszą się w dziele odnaleźć. Z kolei klaustrofobiczne zbliżenia, niczym u Bergmana, nie dają nam nawet na chwilę odetchnąć od bohaterów, wprowadzają dyskomfort. 6-minutowa scena kłótni pomiędzy Jeanem i Sarą może budzić z kolei skojarzenia z tą Historii Małżeńskiej Noaha Baumbacha. Miłość jest piękna, ale potrafi być wyniszczająca i okrutna, zdaje się mówić Claire Denis.

Przechodząc jednak już do tytułów dostępnych online, moim absolutnym faworytem było dzieło francusko-brytyjskiej pary Verena Paravel i Luciena Castaing-Taylora – De Humani Corporis Fabrica. Znani z takich utworów jak Leviathan i Caniba, twórcy Ci jak mało kto potrafią wyrwać widza ze strefy komfortu. Zmontowane z ponad 350-godzinnego materiału ukazującego skomplikowane operacje w ponad 30 paryskich szpitalach, dzieło te jest prawdziwym testem dla wrażliwości – w zbliżeniach przyglądamy się zabiegom cesarskiego cięcia, wycinania guzów czy operacji prącia, którym towarzyszą zaskakująco humorystyczne rozmowy medyków, pokazujące ich zdystansowanie, wyzucie z uczuć – w końcu to dla nich chleb powszedni. Wiele operacji w filmie ukazanych jest bez kontekstu, twórcy pozostawiają widzowi, by sam rozpoznał narząd oraz rodzaj zabiegu.

De humani corporis Fabrica to fascynująca, audiowizualnie zapierająca dech w piersiach podróż w głąb ludzkiego ciała. Hołd dla lekarzy i ich ponadprzeciętnych umiejętności, ale też coraz to nowszych technologii, bez których ratowanie życia w niektórych sytuacjach nie byłoby możliwe. Jest to jednak też przerażający dokument ukazujący kruchość człowieka. Dociera bowiem bo nas, że jesteśmy tylko zbiorem starzejących i psujących się organów.

Jeśli film pary Paravel/Castiano-Taylor był podróżą w dla wielu nieznane rejony ludzkiego ciała, tak Pod ziemią Michelangela Frammartino to ekskursja ku najgłębszym zakątkom ziemi, medytacja nad jej tajemnicami i pięknem. W swoim pierwszym od 11 lat filmie twórca Le Quattro Volte opowiada o speleogach z Mediolanu eksplorujących niezbadane dotąd jaskinie, schodzących nawet pół kilometra w głąb ziemi. Choć czasem słyszymy rozmowy naukowców, to Frammartino nie oferuje nam napisów. Nie słowa czy fabuła są tutaj bowiem kluczowe. Pod ziemią jest fascynującą obserwacją tego co nieznane, refleksją nad relacją człowieka z naturą.

Z innych dzieł dostępnych online, bardzo polecam Comę, szczególnie dla osób lubujących się w eksperymentalnym kinie Bertranda Bonello oraz Niezwiązanych Joanny Hogg.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.