Kto, jeżeli nie spełniający życzenia Dżin, w którego wciela się sam Will Smith, byłby w stanie przerwać passę niepowodzeń produkcji Disneya wprowadzanych do amerykańskich kin podczas weekendu z Memorial Day? Pięć ostatnich filmów tego studia, których premiera odbyła się właśnie w tym terminie, okazało się – ujmując to łagodnie – sporymi finansowymi rozczarowaniami. Czy podobny los czeka Aladyna?

Słowo „klątwa” jest oczywiście sporą przesadą. To, że pierwszą finansową porażką z uniwersum Star Wars okazał się zeszłoroczny film o Hanie Solo, nie wynikało stricte z daty jego premiery. To samo tyczy się takich wysokobudżetowych porażek jak „Prince of Persia: The Sands of Time” (2010), „Tomorrowland” (2015), „Alice Through the Looking Glass” (2016) czy chociażby ostatniej części serii Pirates of the Caribbean (2017), która została uratowana przed klapą przez widownię na rynku zewnętrznym. Brak (dużego) sukcesu finansowego tych produkcji wynikał z wielu różnych czynników, z którymi „Aladdin” – przynajmniej na papierze – nie powinien się zmagać.

Mamy przecież do czynienia z wersją live-action jednego z czterech filarów tzw. Renesansu Disneya, animacji należącej do klasyków tego hollywoodzkiego studia. „Aladdin” z 1992 roku, wraz z „The Little Mermaid” (1989), „Beauty and the Beast” (1991) oraz „The Lion King” (1994) miały ogromny wpływ na odbudowę statusu Disneya na początku lat 90. Kosztująca $28 mln produkcja zarobiła w amerykańskich kinach w sumie $217,4 mln, a na całym świecie $504 mln, stając się największym przebojem roku zarówno na rynku wewnętrznym, jak i globalnie. Postaci takie jak Dżin, któremu w oryginalnej wersji głosu użyczył sam Robin Williams, do dziś uchodzą za kultowe, także dzięki musicalowym numerom z samego filmu, z których piosenki stały się melodią dzieciństwa niejednego małoletniego widza w tamtym czasie.

Disney odniósł już ogromny sukces wraz z wersja aktorską innej przebojowej animacji z tamtego okresu. „Piękna i Bestia” z 2017 roku zarobiła w amerykańskich kinach $504 mln, co daje jest w tej chwili 12. miejsce na liście najbardziej dochodowych filmów wszech czasów za oceanem. Przychody z całego świata przekroczyły natomiast $1,26 mld. Biorąc pod uwagę to, że ponad 25 lat temu „Aladyn” wygenerował wyższe wpływy niż animowane „Beauty and the Beast”, oraz zakładając, że oba filmy znajdują się na podobnym poziomie kultowości, można dojść do wniosku, że tegoroczna produkcja live-action ma szanse stać się jeszcze większym przebojem niż film Billa Condona sprzed dwóch lat. Co więc sprawia, że tegoroczna wersja przygód Aladyna może paść ofiarą wspomnianej wcześniej „klątwy”, czy może raczej samospełniającej się przepowiedni, której Disney zaczął najwyraźniej ulegać.

Ustalenie amerykańskiej premiery tego filmu na weekend z Memorial Day można uznać za początek tejże przepowiedni. Wprawdzie – tak jak zostało już to ustalone wcześniej – data premiery, szczególnie w tym czasie, który niegdyś oznaczał początek sezonu letniego w kinach za oceanem i który był związany z przebojowymi filmami, nie ma bezpośrednio wpływu na poziom przychodów filmów Disneya wprowadzanych do kin właśnie wtedy, nawet jeżeli w ubiegłych latach mogło wydawać się inaczej, to jest niezbyt pozytywnie kojarzona. Data premiery nie miała z kolei większego wpływu na decyzję o angażu Guya Ritchiego na stanowisko reżysera. Był to wybór bardzo nietypowy, bo dokonany po dwóch z rzędu box office’wych rozczarowaniach filmów byłego męża Madonny („The Men from U.N.C.L.E.”, „King Arthur: Legend of the Sword”). Na papierze wydaje się on być ciekawy ze względu na postać Aladyna, miastowego rzezimieszka, na interpretację której reżyser być może miał fajny pomysł. Należy jednak pamiętać, że Ritchie zyskał największe uznanie za swoje najmniejsze filmy, których budżet ograniczał się do maksymalnie kilku milionów dolarów. Wprawdzie odpowiada on za oba przebojowe filmy o Sherlocku Holmesie z Robertem Downeyem Jr., ale nie są to przecież rozgrywające się w arabskim świecie musicale fantasy skrojone pod dyktando Disneya.

Na papierze interesujący wydawał się także angaż Willa Smitha do roli Dżina. Aktor musi jednak zmierzyć się z legendarną kreacją zmarłego Robina Williamsa, którego głos jest przez wielu, szczególnie w anglosaskim kręgu kulturowym, postrzegana jako nierozłączny element postaci niebieskiego mieszkańca lampy Aladyna. Smith to popularny i lubiany aktor, jednak rola ta może nawet dla niego okazać się zbyt wielkim wyzwaniem – niekoniecznie ze względu na talent, której ona wymaga, ale na kult, który wokół niej wytworzył się na przestrzeni lat.

Niestety, już pierwsze spojrzenie na Willa Smitha jako wygenerowanego przy pomocy komputerów niebieskiego Dżina wywołało falę negatywnych reakcji. Zapowiedź, która trafiła do sieci niespełna dwie dobry temu, zebrała wprawdzie już niemalże 6 milionów wyświetleń, jednak niepokojący jest stosunek ilości reakcji na niego: polubień do łapek w dół. Tych pierwszych jest na ten moment 48 tysięcy, tych drugich ponad 1,5 razy więcej (75 tys.). Ostatnim tak nielubianym zwiastunem wysokobudżetowej produkcji hollywoodzkiej była chyba pierwsza zapowiedź „Ghostbusters” z 2016 roku. Tamten film zarobił na całym świecie ostatecznie $229 mln przy budżecie na poziomie $144 mln.

„Aladyn” był zapewne znacznie droższą produkcją, i mimo negatywnych reakcji na ostatni materiał promocyjny, powinien spisać się w kinach lepiej niż film o Pogromczyniach duchów. Twórcy mają jeszcze trzy miesiące, aby popracować nad efektem końcowym. Być może wygląd Dżina okaże się ostatecznie bardziej zbliżony do tego z powyższego zdjęcia, które do sieci trafiło także wczoraj. Disney musi jednak popracować nad marketingiem. Do tej pory pojawił się jeden oszczędny terasowy zwiastun, który od października wygenerował na You Tube ponad 25 mln wyświetleń, kilka zdjęć na łamach magazynu Entertainment Weekly, a także bardzo negatywnie przyjęty wczoraj „special look”. Pokazano zatem niewiele ze świata Aladyna: kilka ujęć miasta, w którym rozgrywa się spora część akcji filmu oraz elementy scenografii i kostiumów.  Póki co zabrakło scen akcji, dłuższych interakcji między głównymi bohaterami czy musicalowych momentów z kultowymi piosenkami. Wygląda to tak, jakby studio bało się pokazać więcej. A przecież Disney powinien zrobić wszystko, żeby Aladyn i Dżin zdjęli ze studia box office’ową klątwę Memorial Day.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.