Tegoroczna edycja Berlinale będzie ostatnią pod batutą Carlo Chatriana i Mariette Rissenbeek, duetu zarządzającego imprezą w ostatnich pięciu latach. Ich kadencja mocno podzieliła branżę filmową. Wielu obserwatorów, głównie ze środowiska krytyki filmowej, chwaliło – szczególnie Chatriana za otwarcie się na kino eksperymentalne i formalnie odważne, czego dowodem było stworzenie sekcji Encounters. W moich rozmowach z ludźmi z branży, w tym z osobami zarządzającymi sprzedażą filmów, dominowało jednak poczucie rozczarowania, a wręcz rozgoryczenia kadencją tego duetu. Dla wielu Berlinale stało się poniekąd drugim festiwalem w Locarno (poprzednim miejscem pracy Chatriana), gdzie większość programu stanowią formalnie odważne, ale jednocześnie niszowe dzieła, mające ogromne problemy z pozyskaniem dystrybucji. Nowe szefostwo ma to zmienić, a przynajmniej takie są oczekiwania w branży. Zanim to się stanie, spójrzmy co do zaoferowania ma tegoroczna edycja, będąca swoistym ostatnim tańcem aktualnych włodarzy festiwalu.
Nowe filmy Assayasa, Dumonta i Diop
Tak silnej reprezentacji filmowców znad Sekwany na Berlinale nie spodziewał się chyba nikt. Olivier Assayas to weteran światowych festiwali, jego filmy wielokrotnie były pokazywane w Cannes i Wenecji, ale w berlińskim konkursie powalczy po raz pierwszy. Hors du temps, bo taki tytuł nosi jego nowy utwór, ma bardzo dobry buzz z branżowych pokazów w Paryżu i może okazać się jednym z najlepiej przyjętych dzieł na festiwalu, szczególnie, że Assayas to faworyt krytyków. Cenionym, choć chyba znacznie bardziej dzielącym twórcą jest też Bruno Dumont. Jego nowy film, Empire, miał być odrzucony w zeszłym roku zarówno przez Cannes i Wenecję, co jednak nie musi wcale świadczyć o jego jakości. Po pierwszych materiałach promocyjnych Empire zapowiada się na kolejną pełną groteski i surrealizmu satyrę Francuza, którą jedni pokochają, a inni znienawidzą. Największym zaskoczeniem jest jednak udział w konkursie Mati Diop, bo choć o filmach Assayasa i Dumonta wiedzieliśmy, że są gotowe, to utwór francusko-senegalskiej twórczyni pojawił się znikąd. Będzie to nieco ponad godzinny dokument o skradzionych przez francuskie oddziały dziełach sztuki w Beninie, a także o procesie ich odzyskania. Poprzedni film Diop, debiutancki Atlantyk, okazał się sporym sukcesem w Cannes – wygrał nagrodę Grand Prix, a następnie został kupiony na rynek międzynarodowy przez Netflixa i odniósł całkiem spory sukces w sezonie nagród, zdobywając między innymi nominację za najlepszy debiut od Gildii Reżyserów. Czekamy zatem na to co zaprezentuje nam autorka w swoim drugim, tym razem niefikcyjnym, pełnym metrażu.
Napływ filmów z Afryki
W tegorocznej edycji obrodziło filmami z Afryki. Poza wymienioną Diop, której film ma afrykańską co-produkcję, w konkursie mamy jeszcze dwa utwory z tego regionu świata. Debiut Meryam Joobeur Mé el Aïn ma być według wielu ogromnym odkryciem festiwalu, a Black Tea to pierwszy od 10 lat film Abderrahmane Sissako, jednego z najbardziej cenionych twórców z Afryki, którego Timbuktu było nominowane do Oscara za film międzynarodowy. Już teraz wszystkie trzy afrykańskie filmy są stawiane w gronie faworytów do nagród, głównie ze względu na przedfestiwalowy buzz, ale też z uwagi na tematykę.
Hity z Sundance
Co roku do programu Berlinale trafiają najciekawsze filmy z odbywającego się miesiąc wcześniej Sundance. W konkursie zawsze jest jeden taki utwór – rok temu był to rozchwytywany Past Lives, w 2020 Nigdy, rzadko, czasem, zawsze, teraz padło na Different Man Aarona Schimberga. To historia o wyrzutku społecznym, który decyduje się na eksperymentalną, a tym samym bardzo ryzykowaną operację rekonstrukcji twarzy. Gdy bohater zyskuje „nową twarz” zaczyna mieć obsesję na punkcie aktora, który odgrywa jego postać w scenicznej biografii. W głównej roli zobaczymy znanego między innymi z filmu Ja, Tonya Sebastiana Stana.
W innych sekcjach Berlinale zaprogramowano nowy film Rose Glass – Love Lies Bleeding z Kristen Stewart, który również zebrał bardzo dobre recenzje z Sundance, a także I Saw TV Glow Jane Schoenbrun – podobno szalony queerowy horror, który sadząc po entuzjastycznych opiniach krytyków, znajdzie się w wielu listach najlepszych filmów za rok 2024. Warto jeszcze wspomnieć o nowym dziele autorki System Crasher z 2019 roku – Nory Fingscheidt. Mowa o The Outrun, za którego, jeśli wierzyć mediom, Saoirse Ronan będzie się liczyć w walce o kolejną oscarową nominację.
Gwiazdy na czerwonym dywanie
Ostatnia edycja pod rządami dyrektora artystycznego Carlo Chatriana zapowiada się nietypowo (jak na ten festiwal) gwiazdorsko. Poza wspomnianymi filmami z Saoirse Ronan i Kristen Stewart warto wspomnieć, że przy okazji filmu otwarcia (Small Things Like These) pojawi się być może laureat tegorocznego Oscara Cilian Murphy. Poza tym w konkursie znalazły się filmy z Isabelle Huppert (A Traveler’s Needs), Sebastianem Stanem (Different Man), Gaelem García Bernalem i Renate Reinsve (Another End). W pokazach specjalnych odbędzie się światowa premiera Spacemana z Adamem Sandlerem i Carey Mulligan, a pierwsze pokazy będzie miał też Seven Veils z Amandą Seyfried.
A za kulisami…
Berlinale nigdy nie będzie Cannes czy Wenecją – najwięksi dystrybutorzy nie chcą odsłaniać swoich najlepszych kart na początku roku. Mimo tego jest to bardzo ważny festiwal, choćby ze względu na Europejskie Targi Filmowe, na których odbywają się negocjacje dystrybutorów walczących o prawa do filmów. Już teraz wiadomo, że jednym z najbardziej łakomych kąsków będzie nowy film uznanej Brytyjki Andrei Arnold – Bird. A to zapewne nie jedyne dzieło, które stanie się przedmiotem wielogodzinnych negocjacji na Placu Poczdamskim.