Po zeszłorocznej, pandemicznej edycji festiwalu, wydaje się, że w tym roku wszystko wróciło do normalności: kolejki po akredytacje sięgają rekordowej długości, a seanse wypełnione są niemal do ostatniego miejsca. W końcu, film otwarcia zgodnie z tradycją okazał się co najwyżej przeciętny.

Dla większości uczestników festiwal tak naprawdę zaczął się 14 maja wraz z uruchomieniem systemu rezerwacji biletów, który rok temu zastąpił tradycyjne kolejkowanie i został utrzymany również na tegoroczną edycję. Ma on niewątpliwie swoje zalety, choćby łatwiej w ten sposób obejrzeć większą liczbę filmów. Jednak, jak na festiwal tej rangi, pozostawia on sporo do życzenia, szczególnie w kwestii technicznej. Przeciążone serwery w pierwszych dniach były prawdziwym koszmarem dla festiwalowiczów, a zarezerwowanie czegokolwiek wymagało ogromnych pokładów cierpliwości. Na szczęście wydaje się, że problem został rozwiązany, przynajmniej dla prasy, która dostała dodatkowy link, co trochę odciążyło serwery.

Pierwszym filmem, na który tysiące uczestników próbowało się w klikać, było dzieło otwierające imprezę, Coupez! (Ocena: 5) autorstwa niegdysiejszego triumfatora Oscarów w głównej kategorii (Artysta) Michela Hazanaviciusa. Będący remakiem japońskiego „niskobudżetowca” One Cut of the Dead Shin’ichirô Uedy, utwór jawi się jako bardzo popularna w ostatnich czasach postmodernistyczna zabawa w autotematyzm. W opuszczonym magazynie kręcony jest film. Reżyser jednak zmaga się z problemami odtwórczyni głównej roli, która powtarza swoją scenę ponad 40 razy, nie potrafiąc oddać oczekiwanego przerażenia. Archetypowe miejsce realizacji zdjęć służy miejskim legendom, która oczywiście są do dzieła wplecione, a ekipa filmowa zostaje wkrótce zaatakowana przez zombie. Fikcja miesza się z rzeczywistości, krew leje się hektolitrami. Oglądamy zatem film w filmie, a w pewnym fragmencie nawet kulisy kręcenia filmu w filmie, co należy uznać za ciekawy pomysł.

Wszystko to zrealizowane jest z przymrużeniem oka, ma charakter samoświadomy, co nieco tłumaczy niezwykle przesadne sceny i głupkowate momenty śmiechu bohaterów, z których publiczność na pokazie prasowym miała całkiem niezły ubaw. Dla tego autora Coupez! to jednak ostatecznie komedia o humorze niezwykle niskich lotów: większość żartów kompletnie do mnie nie trafiła. Nie pomagał też fakt, że Hazanavicius używa mocno przesadzonych środków przekazu, które dopiero pod koniec, gdy reżyser totalnie zdejmuje nogę z gazu, zaczynają działać. Coupez! to zatem mało ambitny film otwarcia, nazwałbym go utworem typu straight-to-dvd, ale i takie rzeczy na festiwalu w Cannes muszą się pojawić, szczególnie gdy reżyserowane są przez Francuza i mówią o procesie twórczym.

Na prawdziwe dzieła sztuki przyjdzie jeszcze czas i już mogę zdradzić, że miałem okazję zobaczyć być może jeden z najlepszych utworów tegorocznej edycji (i nie, nie jest to nowe dzieło Mii Hansen-Love) i prawdopodobnie czołową rolę kobiecą w konkursie głównym. Zatem jutro w relacji o: Scarlet (Pietro Marcello), Zhena Chaikovskogo (Kirił Serebrennikow) i Le Otto Montagne (Charlotte Vandermeersch, Felix Van Groeningen).

Również od jutra, w codziennym poście rozpocznę power ranking kandydatów do Złotej Palmy, który aktualizowany będzie po seansach filmów konkursowych i w którym opierając się na moich odczuciach na temat filmów postaram się wkraść w umysły jury. W celu poszerzenia kontekstu opublikuje też najnowsze aktualizacje gridów w Screendaily i Le film francais.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.