Drugi dzień w Cannes był początkiem zmagań w konkursie głównym. Zadebiutowały dwa filmy: Tchaikovsky’s Wife Kiriła Serebrennikowa oraz dodany do rywalizacji tydzień po konferencji prasowej – Le otto montagne, film współtworzony przez Charlotte Vandermeersch i Felixa Van Groeningena.
Na pierwszy ogień poszedł Serebrennikow, dla którego Tchaikovsky’s Wife (ocena: 7) jest trzecim z rzędu dziełem wybranym do konkursu głównego – wydarzenie niemal bez precedensu. Z radością donoszę, że nie była to decyzja stricte polityczna (Serebrennikov to oczywiście przeciwnik rządów Putina), bowiem jego najnowszy utwór to powrót do formy po przeszarżowanej Gorączce i niezwykle ciekawy portret psychologiczny szczególnie pod względem formalnym, ale również na linii fabularnej.
Już od samego początku reżyser daje nam do zrozumienia, że obcujemy z dziełem utrzymanym mocno na granicy jawy i snu, gdzie nic do końca nie jest oczywiste. W otwierającej dzieło scenie widzimy żonę Piotra Czajkowskiego – Antoninę, przepychającą się przez tłumy zebrane na jego pogrzebie. Gdy w końcu dociera do jego trumny, sławny kompozytor ożywa i domaga się od żony poznania sensu tej “wulgarnej tragikomedii”, oczywiście odnosząc się do ich nieszczęśliwego małżeństwa.
Antonina bardziej niż czegokolwiek pragnęła życia u boku kompozytora i stało się to jej obsesją już po pierwszym spotkaniu, na przyjęciu znajomego, gdzie pogroziła Czajkowskiemu samobójstwem w przypadku odmówienia małżeństwa. Dla Czajkowskiego owe małżeństwo było jedynie próbą zakończenia spekulacji o jego homoseksualności – próżno w nim o uczucia i miłość. Nic dziwnego, więc że związek okazał się kompletnie nieudany, a jego koniec był tragiczny.
Serebrennikow udanie portretuje upór Antoniny w dążeniu do celu, a szczególną uwagę skupia mise-en-scene w wykonaniu rosyjskiego autora. Chłodne zdjęcia adekwatnie oddają nastrój towarzyszący związkowi, a długie ujęcia są po raz kolejny popisowym narzędziem autora Gorączki. Szczególnie ostatnia scena to małe audiowizualne arcydzieło, do którego z chęcią będę wracał.
Oczywiście nie byłoby udanego filmu bez głównej roli, w którą wciela się Alyona Michkailovej – to prawdziwe tour-de-force performance. Rosjanka obecna jest niemal w każdym kadrze dzieła, a kamera zawsze krąży blisko jej osoby. To z pewnością jedna z głównych kandydatek do aktorskiej Złotej Palmy, choć przed nami niewątpliwie jeszcze wiele znakomitych ról kobiecych.
Drugim filmem konkursowym pokazywanym w środę był oparty na powieści Paola Cognettiego blisko trzygodzinny dramat Le otto montagne (ocena: 4) w wykonaniu pary Vandermeesch/Groeningen, o którym im mniej powiemy, tym lepiej. Jeśli miałbym komuś przytoczyć fabułę i zrobić to w dużym skrócie, to nieco żartobliwie powiedziałbym: Brokeback Mountain, ale bez wątku gejowskiego, za to z teledyskowymi elementami przypominającymi tanie melodramaty – holenderska para nie oszczędza bowiem na muzyce niediegetycznej, która pojawia się w filmie co kilkanaście minut i często kompletnie nie pasuje do tonu filmu i przynajmniej tego autora rozmieszała do łez, co raczej nie było zabiegiem twórców.
A o czym otto Le Montagne tak naprawdę jest? We włoskiej dolinie Aosta śledzimy przyjaźń dwóch chłopców – Pietra i Bruna, którzy poznają się, gdy rodzice Pietra w ucieczce od wszechobecnych spalin w Turynie, przeprowadzają się na lato do wioski Grana. W tym czasie rozkwita przyjaźń chłopców, a potem dorosłych mężczyzn – jest to bowiem historia ukazana na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Miejscem ich spotkań i wędrówek są wspomniane szczyty pasma górskiego Mont Blanc. Jest to niewątpliwie opowiedziane z sercem, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że trąci banałem i pretensją. To film, w którym nie ma wiele miejsca na niuanse i niedopowiedzenia i nawet wybitny aktor jakim jest Luca Marinelli nie jest w stanie go uratować.
Jeśli już mówimy o Marinellim i włoskich twórcach, przejdźmy płynnie do ostatniego filmu dnia – tym razem z sekcji Quinzaine des realisateurs – Scarlet (ocena: 8) autorstwa Pietra Marcello. Układając swój program, starałem się wpasować w niego jak najwięcej filmów właśnie z tego sidebaru. Często bowiem właśnie w pobocznych sekcjach można znaleźć najciekawsze, najbardziej autorskie dzieła. Selekcjonerzy nie muszą wypełnić tzw. quotas, tak jak to ma miejsce w konkursie głównym, gdzie zawsze musi się znaleźć 4-5 filmów z Francji, jeden z Iranu i tak dalej. Dyrektor artystyczny i jego ekipa z QdR wybierają po prostu najlepsze utwory, co procentuje zawsze bardzo wysokim poziomem.
Wracając jednak do Scarlet, śledzimy historię Raphaela, którego życia delikatnie mówiąc nie oszczędza: ledwo co uszedł z życiem z I Wojny Światowej, a gdy z niej wrócił, dowiedział się, że podczas jego absencji zmarła żon, a dzieckiem o imieniu Juliette zaopiekowała się niejaka Adeline (Noemie Lvovsky) w zamian za pracę, jaką Raphael wykonuje na polu. Wkrótce Juliette dorasta, staje się piękną kobietą i początkująca artystką. Wszystko zmienia jednak niefortunne lądowanie samolotu prowadzonego przez mężczyznę granego przez Louisa Garrella…
Poruszające love-story, kobieca emancypacja, penetracja realiów życia na wsi – z jakiej strony by nie ugryźć dzieła Marcello – ono działa, a wręcz zachwyca. Kręcony na filmie i taśmie 16mm obraz zadziwia autentycznością, dotykiem realizmu magicznego (pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Marcello, ale też Alice Rohrwacher), w końcu cudowną warstwą audiowizualną. Zdjęcia zapierają dech w piersiach, a skomponowana przez samego Marcello ścieżka dźwiękowa wprowadza wybitny klimat. Scarlet to kolejna perełka w dorobku być może najlepszego włoskiego reżysera.
Jutro: autobiograficzny film Jamesa Graya (Armageddon Time) i nasz rodzynek w konkursie – Jerzy Skolimowski i jego Eo.
A poniżej obiecany Power Ranking filmów z konkursu:
- Tschaikovsky’s Wife, Kirił Serebrennikow
- Le otto montagne, Charlotte Vandermeesch, Felix van GroeningenOraz świeżutkie gridymagazynów Screendaily i Les film francais: