aby założyć posty i tematy.

Opinie

Page 1 of 66Next

To jest miejsce na dzielenie się opiniami na temat obejrzanych filmów: nowszych lub starszych, lepszych i gorszych.

Zrobiłem sobie wczoraj mini maraton zapomnianych porażek Brendana Frasera i nie mogę się nadziwić jak to było, że facet zagrał w 150 filmach nawiązujących do sukcesu kasowego "George'a prosto z drzewa", a w żadnym nawiązującym do sukcesu "Mumii"

Dudley Do-Right (1999)

Fraser w adaptacji kreskówki jako dobroduszny funkcjonariusz Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej kontra Alfred Molina w roli szpiega z krainy deszczowców. Slapstickowe kuriozum za 70 mln$ które oferuje jeden piękny wybuch (Fraser na koniu na tle ognia) i jeden udany gag (Molina, ekipa i Afryka) na całe rolki taśmy filmowej wypełnionej cringe'em. Stylizacja na kreskówkę jest tutaj bardzo konsekwentna, może byłoby lepiej bez środkowej części gdy nasz heros próbuje być trochę zły, aby pokonać zło i szkoli go w tym Eric Idle. Albo coś takiego. Męczący seans.

3/10 za to, że jest fascynującym, wysokobudżetowym szrotem konsekwentnym w swoim spóźnieniu o jakieś 30 lat.

 

Bedazzled (2000)

Brendan Fraser nie jest Eddiem Murphym. Nie było to niestety oczywiste dla Harolda Ramisa, producentów Foxa czy Bóg wie kogo jeszcze kto obsadził naszego sympatycznego drwala w pięciu czy sześciu parodystycznych rolach. No i Fraser męczy się jak lokomotywa u Tuwima, Ramis próbuje wpleść trochę ciepła w stylistykę przełomu wieków, a Elizabeth Hurley kontynuuje dietę złożoną z sałaty i tofu na potrzeby tutejszych kostiumów. No i ma angielski akcent, tyle można o niej powiedzieć.

3/10

Pętla (2020)

Nie mylić z filmem Hasa, a może lepiej pomylić i obejrzeć dobre kino. U Vegi nic nowego, widziałeś kilka jego poprzednich produkcji, widziałeś i ten, tylko tu jest to jakby bardziej wymęczone. Jest jednak kilka nowalijek w tym wesołym kramie. Po pierwsze film zaczyna się jak "Odyseja kosmiczna" (!). Serio, mamy długi, trwający kilkanaście sekund najazd kamery w coś w rodzaju mgławicy, a w tle sączy się mroczna muzyka. Gdy już myślałem że pomyliłem sale kinowe, kamera dojechała do centrum i znalazła się w brzuchu ciężarnej kobiety, po czym Patryk ukazuje nam narodziny bohatera ze wszystkimi szczegółami. OK jestem w domu. Po drugie niedługo później w jednej krótkiej scence Vega serwuje nam parodię azjatyckiego horroru. Tak, pojawia się nawet kobieta z długimi włosami zakrywającymi twarz. I chociaż jest to typowo dla niego przaśne to i tak jest to najlepsza scena filmu. No i po trzecie po raz pierwszy pojawiają się u niego prawdziwe postacie również z imienia i nazwiska. I tu na pewno będzie dym, bo Cygan jest przedstawiony w 100% negatywnie (podobno rodzina już ma pretensje), a główny bohater Daniel Śnieżek według filmu jest odpowiedzialny za śmierć boksera. To tym bardziej ciekawe, bo na napisach końcowych są pokazane ładne fotki Vegi ze Śnieżekiem i ukraińskimi braćmi. Czuję, że oni też przestaną go lubić:)

I tak za długo się rozpisałem, cytując klasyka ja się poświeciłem, więc wy nie musicie. Omijać z daleka.

2/10

Marek Pilarski and Szaman have reacted to this post.
Marek PilarskiSzaman

I'm Thinking of Ending Things (2020)

Jezu, jakie to było męczące, a myślałem, że raczej po drodze mi z Kaufmanem (widziałem Malkovicha, Eternal Sunshine, Plemniki i Umysł, wszystkie mi się podobały). Nie kupuję tego filmu, nie potrafię przykładowo znaleźć powodów dla których miesza on perspektywy tych puzzli. Ostatnia godzina to już zupełny koszmar, z wisienką na torcie, a właściwie granatem na kupie brudnego piachu w postaci finałowych minut. No żaden ze mnie pasjonat surrealizmu.

W pewnym momencie najbliżej temu do "Good Will Hunting któremu nie wyszło", w czym pomógłby przewrotny casting Plemmonsa, ale Buckley ma tutaj za dużo do powiedzenia aby pozwolić na klarowną interpretację w tym kierunku. Może to i film burzący krzepiący mit "Buntownika z wyboru", może rzecz o straconych szansach jako nieskończonej karze dla naszego mózgu, wiecznym więzieniu duszy. Szczerze mówiąc nie wiem i chyba nie mam ochoty wiedzieć.

4/10

Marek Pilarski has reacted to this post.
Marek Pilarski

Nowi mutanci (2020)

Zacznę od tego, że dawno nie widziałem tak koszmarnego aktorstwa. Być może podpada to w tym filmie tak bardzo, ponieważ na ekranie przez większość filmu jest w sumie sześciu aktorów. Aktorka grająca główną bohaterkę i ten, który gra Brazylijczyka wypadli ogólnie po prostu fatalnie i sztucznie, a kreacje Heatona i Taylor-Joy wyróżniają się przede wszystkim przez przesadzone akcenty. Postać tej ostatniej i Williams chyba najciekawsze, ale ogólnie mało w tym wszystkim jakiegokolwiek "mięsa". Mimo że akcja rozgrywa się praktycznie w jednym miejscu, a całość jest tak naprawdę o pokonywaniu swoich wewnętrznych demonów, to zabrakło mi zdecydowanie napięcia, grozy czy emocji. Nie polubiłem tych postaci, moc głównej bohaterki dziwna 

Spoiler
bo czemu niby inni mieli widzieć to, co najbardziej przeraża kogoś innego?
, ale to ostatnie to może kwestia komiksu, a nie samego filmu.

3,5/10

 

Ema (2019)

Nie lubiłem "Jackie", może dlatego dość sceptycznie podszedłem do nowego filmu Larraina. No i jak już oglądałem na początku, to obawiałem się, że będzie to pretensjonalne kino eksperymentalne, z elementami tańca symbolizującego oczywiście wolność, "sztuka dla sztuki", i takie tam bzdety. Ale z czasem, z lepszym poznaniem tych nietypowych postaci, tego, co przeżywają, jak tratują się nawzajem, jak radzą sobie z bardzo jednak przyziemną sytuacją, która jest punktem wyjściowym i także tłem całości, jak żyją, co robią, a także po odkryciu kart oraz dość...dziwacznego, ale także fascynującego planu głównej bohaterki, całość nabiera rumieńców. Trochę symbolizmu, sporo dobrze choreografowanych scen tańca, bardzo estetyczne zdjęcia nadają jej odpowiedni "vibe". Choć nawiązuje do pewnych tematów społecznych, to ich nie komentuje - za to duży plus.

7/10

 

Mulan (2020)

Tym razem Disney miał spore wyzwanie - odchodząc od musicalowej formuły animacji z 1998 roku i mocniej czerpiąc z samej chińskiej legendy, musiał zrobić większy rozkrok niż zwykle w przypadku wersji live-action. Ale ostatecznie dostałem chyba jednak dokładnie to, czego mogłem się spodziewać, bo nawet jeżeli całość jest przesunięta w stronę bardziej poważnego widowiska, to nie brakuje tutaj elementów humorystycznych, czy nawet trywialnych i naiwnych. Zaburza to w niektórych momentach ton, ale taka jest już jednak natura disney'owskich filmów skierowanych w założeniu do bardzo szerokiego grona odbiorców. Ale jest tu też kilka satysfakcjonujących emocjonalnie i wyrafinowanych narracyjnie scen

Spoiler
moment, w którym Mulan decyduje się być sobą, przepięknie to wyszło z głosem jej ojca z offu
, głównie tych odnoszących się do konfliktu wewnętrznego głównej bohaterki, który wybrzmiewa w tym filmie wystarczająco mocno, także dzięki temu, że postaci odgrywane są przez aktorów, a nie są animowane tylko animowane. Realizatorsko jest jednak nierówno. W niektórych momentach scenografia robi wrażenie, w innych czuć, że to plan filmowy. Kostiumy jednak są bezbłędne, nie zdziwię się, jak wpadnie nominacja do Oscara. Sceny batalistyczne nieźle zrealizowane, ale miejscami montaż sprawia wrażenie całkowicie przypadkowego i nieprzemyślanego, co zaburza odbiór.

6/10

Cytat z Marek Pilarski data Wrzesień 11, 2020, 22:25

Nowi mutanci (2020)

Zacznę od tego, że dawno nie widziałem tak koszmarnego aktorstwa. Być może podpada to w tym filmie tak bardzo, ponieważ na ekranie przez większość filmu jest w sumie sześciu aktorów. Aktorka grająca główną bohaterkę i ten, który gra Brazylijczyka wypadli ogólnie po prostu fatalnie i sztucznie, a kreacje Heatona i Taylor-Joy wyróżniają się przede wszystkim przez przesadzone akcenty. Postać tej ostatniej i Williams chyba najciekawsze, ale ogólnie mało w tym wszystkim jakiegokolwiek "mięsa". Mimo że akcja rozgrywa się praktycznie w jednym miejscu, a całość jest tak naprawdę o pokonywaniu swoich wewnętrznych demonów, to zabrakło mi zdecydowanie napięcia, grozy czy emocji. Nie polubiłem tych postaci, moc głównej bohaterki dziwna 

Spoiler
bo czemu niby inni mieli widzieć to, co najbardziej przeraża kogoś innego?
, ale to ostatnie to może kwestia komiksu, a nie samego filmu.

3,5/10

 

Odczucia podobne. Szaman napisał na FW, że film jest nieźle zagrany, z czym również zgodzić się mogę. Aktorzy są bardzo niedobrze prowadzeni. Najlepsza jest chyba Williams, choć bliższe prawdy byłoby określenie, że jest najmniej zła. Cała reszta jest nijaka lub wręcz słaba. Najbardziej zaskoczyła mnie Taylor-Joy, która zagrała dwoma minami. Poza tym wyraźnie widać, że ten film to niedorobiona sklejka. Nic mnie w nim nie ekscytowało, a gdyby nie ostatni akt z całkiem przyzwoitym CGI, powiedziałbym, że film kosztował ledwie garść zielonych.

Sputnik (2020)

Totalne zaskoczenie, bardzo sprawny horror SF, a niejaki Egor Abramenko to gotowy towar eksportowy z mateczki Rosji do Stanów. Trochę wygładzić trzeci akt, dzwonić do Haley Bennett, Christophera Abbotta oraz J.K. Simmonsa i jazda z remakiem. Może fabuła to nic odkrywczego, radziecki astronauta wraca nie sam, a z kolegą, ale całość naprawdę wciąga, ujmuje ponurą, zimną atmosferą ZSRR 1983 roku, uwodząc jednocześnie swoją przystępną amerykańskością.

7/10

Co do Mutantów, oni chyba zaplusowali u mnie tym, że oglądałem ich dzień po męczącym, przekombinowanym Tenecie. Więc takie standardowe rzemiosło, z kilkoma bohaterami o których wiem coś więcej niż to, że są protagonistami jakoś przyniosło mi ulgę. Główna Indianka rzeczywiście bardziej nadawałaby się na niewidzialną kobietę z Fantastycznej Czwórki ze swoim aktorstwem. Moce to już żadna tam mutacja, a zupełna magia, ale o to pewnie obrażają się jacyś tam x-menowi ortodoksi do których nie należę.

Oksana faktycznie podobna do Haley.

Akurat Haley wisiała na głównej Filmwebu z tym filmem co połyka widelce i mnie olśniło 🙂

Tak, też zwróciłem na to uwagę.

Niedosyt (2019)

Trzeba przyznać, że pomysł wyjściowy jest intrygujący, bo sam w sobie jest bardzo sugestywny i po prostu wpływa na odczucia podczas seansu. Jednak z balonika bardzo szybko uchodzi powietrze. Początkowo twórcy robią wszystko, że stworzyć spójny obraz kobiety, która po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu, nawiązując przy tym mocno do wyidealizowanego obrazu amerykańskiej kobiety z lat 50-tych - nie tylko przez to, w jaki sposób traktują ją inni ludzie, w tym mąż i jego rodzice, to, czym zajmuje się na co dzień (gotowanie, sprzątanie, itp.), ale także chociażby przez sposób, w jaki się ubiera (narzucony przez kogoś?), a także wystrój domu (połączenie stylu nowoczesnego z retro), w którym żyje. Fajnie kontrastuje to z jej obsesją, która kompletnie nie pasuje do tego pięknego obrazka. Szybko można się zorientować, gdzie leży problem, choć jej przeszłość i przyczynia połykania różnych przedmiotów dogania ją i widza jednak nieco później.

Już jednak wcześniej ciężko znaleźć w tym wszystkim jakąkolwiek psychologiczną głębię czy wiarygodność, przede wszystkim dlatego, że główna bohaterka nigdy nie związałaby się z mężczyzną, który biznesmenem i spadkobiercą dużej fortuny, szczególnie przy jego kontrolujących rodzicach, którzy na pewno nie pozwoliliby na to, żeby ta kobieta stała się żoną ich syna. A jednak. O jej przeszłości dowiadujemy się co nieco m.in. z rozmów z teściową, która najwyraźniej nie wiedziała wcześniej, że synowa zajmowała się wcześniej sprzedażą kosmetyków. W tym filmie ciężko także mówić o postaciach z krwi i kości, a raczej o chodzącym stereotypach. Brakuje też konsekwencji w kreowaniu postaci, np. koleś, który jest przedstawiony widzom jako "super" pielęgniarz i opiekun, okazuje się ostatecznie kompletnie niekompetentny i całkowitym zaprzeczeniem tego, w jaki sposób był wcześniej opisany. Podobnie jest z psychoterapeutką.

Ostatecznie film skręca w stronę kina społecznie zaangażowanego, poruszając "gorące temat" i chyba także dość demonstratywnie opowiadając się za pewną stroną sporu w jednym z nich. Niestety na tym etapie całość sprawia wrażenie oderwanego od rzeczywistości komentarza dotyczącego rzeczywistości pozafilmowej. Haley Bennett, która w wielu ujęciach jest łudząco i nawet niepokojąco podobna do Jennifer Lawrence, daje z siebie wszystko, jednak to za mało, żeby pozostawić u mnie pozytywne wrażenie po seansie.

4/10

Cytat z Marek Pilarski data Październik 12, 2020, 23:30

jednak to za mało, żeby pozostawić u mnie pozytywne wrażenie po seansie.

4/10

Nie wierzę że nie skorzystałeś z okazji by na końcu napisać, że film pozostawia... niedosyt 😛

Wiesz co, faktycznie pomyślałem o tym, ale ostatecznie nie użyłem, bo chyba nie oddaje jednak do końca tego, co czuję. 😉

Można jeszcze pobawić się z dosłownym tłumaczeniem tytułu, np. film typu "połknąć i zapomnieć". 😉

Borat 2 (2020)

Ostatnio zastanawialiśmy się czy tytuł z małpką jest prawdziwy. Jest, film ma ze cztery tytuły, zmienia je wraz z rozwojem akcji. Działa to wszystko gdzieś tak do połowy, kiedy Cohen i Bakalova tworzą duet, potem fabuła ich rozdziela i z sequela schodzi powietrze, być może także przez ewidentne zmiany w scenariuszu spowodowane koronawirusem. Sporo gagów trafia kulą w płot (na przykład ten z obfitym okresem, albo znana ze zwiastuna przebieranka za Trumpa), kilka trafia do celu, szczególnie te będące powtórzeniem obrazoburczych schematów znanych z pierwszej części. Oczywiście jest to humor mocno specyficzny, tym razem chyba bardziej zaangażowany w polityczną walkę niż wcześniej, co tak jakoś średnio służy oparom absurdu, mocno sprowadza scenariusz do przepychanek internetowej codzienności.

Afera z Guliannim wydaje mi się grubymi nićmi szyta.

Spoiler
Rozumiem jeśli kogoś oburza różnica wieku, chociaż życie pisze różne historie, ale były burmistrz NY rozmawia z dorosłą dziennikarką. Jeśli kogoś oburza poderwanie dziennikarki to niestety nie podzielam, bo tak na przykład poznał swoją żonę Kevin Smith 🙂 Co do samej sytuacji, to ona jest cały czas stroną aktywną, robi z siebie przysłowiową słodką idiotkę, flirtuje, kilkukrotnie łapie go za kolano, zaprasza na wspólną kolację z nietoperzem i po wywiadzie ona sama zaprasza go na drinka do pokoju. Ogólnie mam jakiś taki niesmak wobec tej sytuacji, bo wydaje mi się mocno wymuszona przez aktorkę która skorzystała z tego, że dziadek jest głupi i napalony. W sensie czy aż tak daleka prowokacja nie jest przekroczeniem granic komediowego mockumentu. Ale niech każdy obejrzy i sam oceni.

Słabe 6/10

Mój ulubiony moment z Borata, to jak dwóch rednecków gadających o pijących krew dzieci Clintonach, mówi Boratowi "nie chłopie, to co mówisz to teorie spiskowe" 😀

Cały motyw faksowania jest genialny, wraz z szukaniem w internecie działającego faksu  🙂 I trafiło się parę zupełnie głupio-absurdalnych dialogów:

  • Tato, dlaczego niebo jest tak nisko?
  • To jest sufit

Possessor (2020)

Coś nad czym będę jeszcze długo myślał, analizował i choćby z tego powodu odczuwam do tego dziełka sympatię. Widzę co najmniej dwie ścieżki interpretacyjne, a jednocześnie nie jest to jakiś bełkot i od razu wiadomo, że do tutejszych metafor wystarczy po prostu przysiąść na spokojnie. Szczególnie udane i zapraszające do analitycznego stołu jest tutaj zakończenie.

Riseborough gra tutaj na typowym zestawie swoich anemicznych strun, za to bardzo podobał mi się Abbott. To nie jest taki typ aktorstwa pełen spazmów, wygibasów, emocji jak na wieżyczce Sokoła Millennium nadających się na oscarowy montaż. Abbott jest tutaj znowu stonowany, jak w tym słynnym powiedzonku Wilhelmiego "trzeba wiedzieć kiedy być spokojnym, a kiedy przypierdolić".

Co do strony wizualnej, oprócz oczywistości przekazanych przez ojca Cronenberga, sporo tutaj młodego Cosmatosa od Mandy i Beyond The Black Rainbow. Podobało mi się jak całość, zarówno filtry, kolory, scenografia, jak i sama tonacja filmu czy gra Abbotta są utrzymane w tonacji...spokojnego brązu (?), kolorów jesieni (?), przywodzących na myśl jakiś stary radioodbiornik, albo pożółkły liść, co pasuje do jakiegoś rodzaju retrofuturystyki reprezentowanego przez Possessora. Może to brzmi głupawo, ale wszystko zdaje się być przemyślane i do siebie pasować. Nawet tryskająca na prawo i lewo krew jest wykorzystywana w zupełnie zamierzony sposób, jako brutalne przełamanie. Bo Possessor bez wątpienia zalicza absolutnie wszystkie podpunkty podręcznika MPAA w kwestii NC-17.

8/10

Ja nie jestem aż tak entuzjastyczny dla Possessora, ale uważam go za całkiem udane kino. Bardzo podobał mi się ten retrofuturyzm, dobry Abott i Riseborough. Pomysł wyjściowy też jest świetny, choć nie czuję że został w pełni wykorzystany. Fakt, że konflikt tożsamości został dobrze wygrany wraz z dość mocnym finałem, ale ogólnie scenariusz mnie nie porwał. A i okrucieństwo bohaterki też nie zostało wcale umotywowane i te 2 brutalne sceny były tylko sztuką dla sztuki. Tak mi się wydaje, że z tym materiałem Cronenberg senior w latach swojej świetności zrobiłby kino kultowe. Junior nie ma się czego wstydzić, czekam na jego kolejne filmy, ale to jeszcze nie to.

Jej okrucieństwo wynikało z wewnętrznego konfliktu który siedział w niej gdy ona siedziała w kimś innym 🙂

Spoiler
Żródło jej agresji i konfliktu zostaje wyeliminowane w krawym finale. JJ Leigh już wcześniej pyta dlaczego robi krwawą jatkę gdy ma pistolet, z jej pomocą bohaterka przecina ostatnią nitkę łączącą z dawnym życiem i człowieczeństwem. Klamra filmu czyli motyl z dzieciństwa jest symbolem empatii, po jej całkowitej utracie Riseborough staje się pustym naczyniem, mordercą doskonałym. Być może to był prawdziwy cel testu, a nie badanie powrotu świadomości

Za to nie rozgryzłem symboliki jaka stała za dziwacznym miejscem pracy Abbotta. Zwykła szpila w konsumpcjonizm i podkreślenie, że to świat niedalekiej przyszłości?

Page 1 of 66Next