Od tegorocznych nominacji Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej minął już nieco ponad tydzień. Opadł więc kurz i emocje z nimi związane, co pozwala na chłodno przyjrzeć się nim pod kątem tego, co tak naprawdę mówią i na jakie trendy wskazują.
Sukcesy filmów spoza USA
Największa rewelacją, wręcz sensacją był niewątpliwie trzygodzinny film drogi z Japonii – Drive My Car Ryusuke Hamaguchiego. Co prawda wiele osób przewidywało, że pojawi się w reżyserii i scenariuszu adaptowanym, jednak nominacja w najlepszym filmie była sporym zaskoczeniem z wielu powodów. W przeciwieństwie do innych azjatyckich dzieł nominowanych w Best Picture jak chociażby Parasite, ten nieśpieszny, nawiązujący do sztuki Antona Czechowa film, dystrybuowany był w Stanach Zjednoczonych przez małą firmę Janus Films i nie otrzymał prawie żadnej kampanii, nie odniósł również wielkiego sukcesu w amerykańskim box offisie. To rzadki przypadek dzieła, który przebił się do Oscarów niemal wyłącznie dzięki buzzowi, zbudowanemu przez najbardziej prestiżowe amerykańskie ugrupowania krytyków oraz marketingowi szeptanemu.
Jednak nie byłoby tego wszystkiego, gdyby kilka lat temu szlaków nie przetarł Parasite. Wydaje się, że monumentalne dzieło Bonga otworzyło oczy Amerykańskiej Akademii Filmowej na filmy z różnych kultur, w różnych językach. W zeszłym roku furorę zrobiło nagrodzone w aktorce drugoplanowej Minari, czyli utwór opowiadający o koreańskiej rodzinie próbującej osiedlić się w Stanach Zjednoczonych, teraz cztery nominacje otrzymał Drive My Car. Warto jednak też wspomnieć o innym nieanglojęzycznym filmie, który wyszedł poza dedykowaną dla tych dzieł kategorię i został doceniony w scenariuszu oryginalnym, czyli o Najgorszym człowieku na świecie. Z kolei duński animowany dokument Przeżyć zapisał się w kartach historii jako pierwszy utwór nominowany w filmie międzynarodowym, dokumentalnym i animowanym. Sukcesy tych dzieł są dobitnym przykładem ewolucji Amerykańskiej Akademii i pokazują, że te wszystkie zmiany demograficzne wewnątrz kapituły, których celem było zróżnicowanie nagród i nadanie im bardziej międzynarodowego charakteru zaczynają działać.
Zauważenie wszelakich mniejszości
Jednym z przewodnich tematów tych nominacji było docenienie przez Akademię wszelkich mniejszości. Śladami sensacji ubiegłorocznej edycji – Sound of Metal – podążyła CODA, poruszający obraz, w którym Sian Heder portretuje rodzinę niesłyszących z niebywałą empatią i współczuciem. Grający głowę rodziny Troy Kotsur został pierwszy głuchoniemym aktorem nominowanym do Oscara (drugą osobą po partnerującej mu tutaj Marlee Matlin, która 35 lat temu wygrała za pierwszoplanową rolę w Dzieciach gorszego Boga), a na tym nie musi się skończyć, bowiem Amerykanin ma realną szansę na zwycięstwo. CODA jednak nie jest jedynym dziełem w gronie nominowanych reprezentującym społeczność głuchoniemych. W kategoriach krótkometrażowych (a konkretnie krótkim dokumencie) znalazło się też miejsce na Audible, czyli historię przytaczającą losy niesłyszącego zawodnika futbolu amerykańskiego, który również radzi sobie z traumą po śmierci kolegi.
To jednak nie wszystko. Również środowisko LGBT zostało dostrzeżone – Ariana DeBose (West Side Story) i Kristen Stewart (Spencer) mogą być pierwszymi nieheteronormatywnymi laureatkami Oscara. Z kolei jedyny polski akcent – nominacja Sukienki w krótkometrażowym filmie aktorskim – to ukłon w stronę społeczności niskorosłych.
Czy Netflix w końcu wygra?
Streamingowy gigant od dobrych paru lat regularnie zdobywa tuziny nominacji. W tym roku również może pochwalić się imponującą liczbą 27 wyróżnień. Najwięcej przypadło wielkiemu faworytowi gali, czyli przejmującej opowieści o kryzysie męskości Jane Campion, czyli Psim Pazurom – aż 12. Z kolei inny nominowany do Best Picture film, dzieląca publikę satyra Adama McKaya – Nie patrz w górę, została doceniona w czterech. Jednak to nie pierwszy raz, gdy filmy Netflixa pokazały ogromną siłę w fazie nominacji. Roma, Historia małżeńska czy Irlandczyk również były obsypywane nominacjami, by na samej gali odejść z nagrodami pocieszenia lub jak film Scorsese z pustymi rękoma. Nigdy bowiem w swojej historii Netflix nie wygrał w kategorii najlepszy film. Czy Psie Pazury mogą to zmienić? Jest wiele powodów by tak sądzić. Jednym z nich jest na pewno siła filmu w innych kategoriach. Scenariusz adaptowany, reżyseria czy aktor drugoplanowy wydają się być niemal formalnością, a przecież wykluczyć też nie można triumfu Benedicta Cumberbatcha na pierwszym planie, choć tutaj faworytem ciągle jest skrojona pod nagrody rola Willa Smitha w King Richard. Z drugiej strony sporą niewiadomą pozostaje to, jak film poradzi sobie w głosowaniu preferencyjnym, gdzie kluczem do zwycięstwa jest zjednanie wszystkich głosujących, bycie tzw. wyborem kompromisu. Dlatego też artystyczne filmy, do których z pewnością należą Psie Pazury, w poprzednich latach często ulegały bezpieczniejszym, trafiającym do szerszej grupy osób utworom.
Szokujące pominięcie Lady Gagi
Aktorka pierwszoplanowa to kategoria, która w ostatnich latach regularnie dostarcza bólu głowy oscarowym analitykom i typerom. Nie inaczej było i w tym roku, gdzie do ostatniego momentu o pięć zaszczytnych miejsc biło się co najmniej dziesięć kobiet. Nikt chyba jednak nie spodziewał się rozwiązania, w którym Akademia nie znajdzie miejsca dla gwiazdy muzyki pop, ale też uznanej już dzięki Narodzinom Gwiazdy aktorki – Lady Gagi. Amerykanka bowiem była jedyną, którą zauważyły wszystkie najważniejsze ugrupowania, od Gildii Aktorów do nawet BAFTA (!), czyli zwykle dość snobistycznej, patrzącej z góry na amerykańskie gwiazdy filmowe, Brytyjskiej Akademii. Wydaje się, że ten rozwój wydarzeń można wytłumaczyć słabym przyjęciem Domu Gucci przez krytykę oraz tym, że film najprawdopodobniej okazał się też zbyt campowy i niepoważny dla grupy, która ostatnią rzeczą, jaka teraz potrzebuje jest zła prasa i potencjalnie kolejny spadek słupków oglądalności.
Osobista historia w czerni i bieli – przepis na oscarowy sukces?
Miniony rok przyniósł też autobiograficzne, oparte na wspomnieniach historie z dzieciństwa wielkich autorów światowego kina. W ślady nagrodzonej trzema Oscarami Romy Alfonso Cuarona poszedł, nieukrywający inspiracji Meksykaninem, Kenneth Branagh. W Belfaście Brytyjczyk wrócił do burzliwych w swoim rodzinnym mieście lat 60. i opowiedział szczerą, pełną serca historię, która zgodnie z oczekiwaniami bardzo spodobała się Amerykańskiej Akademii (7 nominacji) i uważana jest za głównego rywala Psich Pazurów w wyścigu o najważniejszą statuetkę. Warto też podkreślić, że dzięki Belfastowi Branagh stał się pierwszą osobą, która zdobyła 7 nominacji w 7 różnych kategoriach, dokładając w tym roku nominacje za scenariusz oryginalny i najlepszy film.
Innym reżyserem, którego pandemia skłoniła do refleksji i zachęciła do przelania wspomnień z dzieciństwa na ekran (tym razem w kolorze), był włoski mistrz – Paolo Sorrentino. W The Hand of God neapolitańczyk przytacza swoje traumatyczne przeżycia, gdy pewnej nocy w wyniku tragicznego wydarzenia stracił swoich rodziców, ale też mówi o jego zainteresowaniach sztuką i seksualnym przebudzeniu. Co prawda nowe dzieło Sorrentino nie odniosło aż tak dużego sukcesu w sezonie nagród jak Belfast Branagha, zapewniło jednak mu kolejną nominację w filmie międzynarodowym i szansę na drugiego Oscara w karierze. Choć oto z pewnością łatwo nie będzie, biorąc pod uwagę silna konkurencję, zwłaszcza ze strony Drive My Car.
Heja 🙂 planujecie może podsumowanie wyników filmów nominowanych do Oscara w polskim box office? 🙂
„głuchoniemym aktorem” Chcę uczulić, że powinno pisać się „głuchym”.