To musiało się skończyć kontynuacją. Wprawdzie „Ralph Demolka” w box office sukces odniósł umiarkowany – biorąc pod uwagę cele Walt Disney Animation Studion był to wynik dość zadowalający. Film z 2012 roku odniósł jednak sukces na innej płaszczyźnie. Udało mu się zebrać wokół siebie sporą grupę sympatyków i wykreować dość nietypową jak na Disneya markę.
Ralph to postać w tym uniwersum jakby z innej bajki (dosłownie!), bo nie dość że zaczynająca jako antagonista, to jeszcze faktycznie nie przechodząca wielkiej przemiany. To świat wokół niego się zmienia i zaczyna w postaci „zaprogramowanej jako zła” widzieć kogoś innego. Zgodnie z podstawową regułą sequeli zwiększa się liczba postaci, wydarzeń i akcji. A fabuła przenosi się z ciasnego salonu gier do bezkresu internetu. Nostalgiczna podróż do lat 80-tych staje się zatem opowieścią jak najbardziej współczesną, skupiającą się w dużym stopniu na możliwościach i zagrożeniach płynących z postępu technologicznego.
Największą siłą filmu jest ogranie właśnie tego motywu. Nasi bohaterowie ruszają na podbój sieci uzbrojeni w absolutnie zerową wiedzę, więc poznawanie przez nich możliwości internetu często przywodzi na myśl wspomnienia z uczenia babci obsługi komputera. Bardzo celnie oddana została natura poruszania się o internecie, przy czym odniesienia te często są nieczytelne dla najmłodszych widzów. Ciekawe sportretowanie natury eBaya i Google’a jest obiektywne zabawne, zrozumienie wątku niepożądanych pop-upów i powiązanej z tym cyberprzestępczości wymaga jednak przynajmniej oswojenia z zagadnieniami. Nawet jeśli drobny internetowy złodziejaszek jest tu uprzejmy i dobroduszny.
Zgodnie ze zwiastunem Disney nie omieszka wykorzystać filmu do reklamy platformy „Oh My Disney”. I ciężko im czynić tu zarzuty, bo cała związana z tym scena – od pościgu szturmowców (włączając motyw dźwiękowy!), przez gościnny występ postaci z MCU, aż po wyczekiwany występ disnejowskich księżniczek – to po prostu świetna zabawa. Ciężko się nie uśmiechnąć, gdy archaiczne zdawałoby się postaci są całkowicie świadome swojej kliszowości i chętnie porzucają baśniowe suknie na rzecz wygodnych dresów i koszulek z wartymi zapamiętania grafikami.
Niestety, inflacja pomysłów jest czasami aż nadto widoczna i film próbuje przekazywać nam zbyt wiele naraz. Widać, jak wielką inspirację twórcy odnaleźli w kulturze masowej i często eksploatowanie jej wychodzi im świetnie. Szkoda tylko, że wizualnie znakomite elementy przeplatane wielką inwencją, z czasem giną pod ciężkawym przekazem. „Ralph demolka w internecie” świadomie ironizuje na temat disnejowskiego patosu i schematyczności, by ostatecznie wejść dokładnie w te tory. Pierwsza część była w tym zakresie zdecydowanie bardziej subtelna. Dodatkowo film zbyt często zdaje się lekceważyć poprzednika – ktoś jeszcze pamięta, że ucieczka Ralpha miała skończyć się unicestwieniem jego gry?
Kontynuacja udanego filmu z 2012 roku jest z pewnością nierówna. Bywa dziecinną produkcją dla kilkulatków, czasem jednak istotne elementy przekazuje w sposób dla dzieci niezrozumiały, najmłodszych wręcz strasząc. Oferuje sceny będące humorystycznym i fabularnym majstersztykiem, by jednak przez większość czasu eksploatować prosty humor i podążając silnie schematyczną linią fabuły. Swoje robi też tłumaczenie – dubbing jest tu słabszy, niż poprzednio, choć warto zauważyć, że ze względu na typ żartów słownych była to tym razem znacznie trudniejsza praca.
Wspaniała wizualna otoczka kryje bardzo podobną opowieść, co w pierwszym „Ralphie Demolce”. Nie brakuje przekazu o przyjaźni, podążaniu własną drogą oraz szanowaniu uczuć innych. Biorąc na warsztat cały internet, Disney wykreował film bogaty w warte zapamiętania sekwencje, nie składający się jednak w wartą zapamiętania całość. Z wielu ciekawych pomysłów nie do końca zrodziła się całościowa wizja opowiedzenia czegoś nowego. „Ralph Demolka w internecie” to przede wszystkim obliczony na zyski produkt, o czym przynajmniej lojalnie nie raz nam przypomni.
Ocena: 3.5/6