Zdecydowanie nie brakuje nam kryminałów. Pozycje z autorami o skandynawsko brzmiących nazwiskach może już nie wysypują się z księgarskich półek, a może mniej to dostrzegam, bo półki stają się coraz bardziej cyfrowe. Na pewno jednak kryminał dalej przeżywa swój renesans w dynamicznie rozwijającym się „segmencie” serialowym. A jednak na ekranach kin kryminały goszczą jakby rzadziej. Sam miewam z resztą wrażenie, że to forma nieco zbyt szablonowa na dwugodzinną fabułę i nawet solidne rzemiosło w rodzaju niedawnego „Kartoteki 64”, dość szybko może się znudzić. Gdy jednak na horyzoncie pojawia się taki gracz jak Rian Johnson, to warto przyjrzeć się efektowi, bo o jego dotychczasowym dorobku można powiedzieć wiele, lecz na pewno nie to, że nie był wyrazisty.
Przede wszystkim, „Na noże” to kryminał… wcale nie inny niż wszystkie. Odnajdujemy tu wiele elementów kanonu – w rezydencji na odludziu dochodzi do zbrodni, a wśród podejrzanych mogą być tylko członkowie rodziny. No, oni oraz pielęgniarka nieboszczyka (Ana de Armas), również obecna w momencie śmierci w posiadłości. Niemal każdy mógł coś zyskać na przedwczesnym odejściu Harlana Thrombeya (Christopher Plummer). Jest tylko jeden problem – wygląda na to, że żadna zbrodnia nie miała miejsca, a wszystko wskazuje na samobójstwo. Przynajmniej do czasu, gdy wśród Thrombeyów pojawia się detektyw Benoit Blanc (Daniel Craig).
Tropy intrygi, a przede wszystkim postać nieco ekstrawaganckiego i wybitnie przenikliwego detektywa wiodą ku klasyce gatunku z Herculesem Poirot na czele. To całkiem dobra strategia, bo nie w tym Johnson upatrywał swojego zadania. Nieco statyczne wprowadzenie, zostaje fantastycznie zagospodarowane przez plejadę charyzmatycznych aktorów składających się na rodzinę, z Jamie Lee Curtis i Toni Collette na czele. Zabawa rozpoczyna się jednak, gdy detekwyw Blanc wyczuje choćby najmniejszą nieścisłość, a kolejne elementy historii zaczną się rozpadać, nader szybko ukazując prawdziwy przebieg zdarzeń.
Klasyczna konstrukcja ustępuje bowiem już na początku drugiego aktu. Zamiast wraz z detektywem podążać za mordercą, poznajemy historię znacznie wcześniej. Johnson traktuje sprawę kryminalną jako pretekst do odmalowania portretu rodziny psującej się w ukryciu, która po zniknięciu głowy rodu skacze sobie do gardeł, w obronie swoich praw do władzy i spuścizny. Fakt, kto najbardziej skorzystałby na śmierci Harlana jest w istocie ważniejszy od tego, kto w rzeczywistości go zabił. Prywatne interesy i plemienna solidarność stają się najsilniejszym spoiwem, przekraczającym konflikty pokoleniowe i ideowe, pozostawiając Blanca pomiędzy sprawą morderstwa i zestawem bardzo solidnych motywów zabójstwa.
Siła „Na noże” tkwi w umiejętnym graniu klimatem klasycznego kryminału, który ani trochę nie trąci myszką. Dzięki kapitalnie odegranym postaciom, dobremu tempu akcji i nieźle dopasowanym elementom komediowym jest przede wszystkim ciekawą przygodą. Na szczęście posiadając te zalety, nie zdaje się przyciężkawy w nieco bardziej moralizatorskich i nawiązujących do aktualnych uwarunkowań społecznych wątkach. Podobnie jak postać Benoit Blanc, „Na noże” jest rozkosznie autoironiczny, balansując gdzieś pomiędzy zabawą formą, a uczciwą rzemieślniczą kreacją.
Wydawać by się mogło, że XXI wiek nieco odziera klasyczne kryminały z niezbędnej dozy tajemniczości, sprowadzając wszystko do analizowanych naukowo dowodów i metodycznej pracy śledczej. I cóż, w istocie tak jest. Zamiast jednak pomstować na archaiczność gatunkowych ram, Rian Johnson podjął z nimi ciekawą grę, angażując po swojej stronie nieprzeciętnych odtwórców. Efekt to wspaniała uczta złożona z solidnej fabuły, smacznego humoru i małych mrugnięć okiem puszczanych w stronę uważnego widza. Tego z pachnących popcornem ogromnych multipleksowych sal i oddanego kinom studyjnym. Po prostu wygodnie rozsiądźcie się w fotelu i przygotujcie na dobrą zabawę. Ladies and gentleman, I would like to request that you all stay until the investigation is completed.
Ocena: 5/6