Historia powstawania i dystrybucji tego filmu sama nadaje się na scenariusz. Z resztą z przygód na planie i poza nim Woody Allen czerpał już inspirację, wystarczy wspomnieć „Koniec z Hollywood”. Przynajmniej piętnaście lat temu zdał sobie również sprawę, że w Europie jest nieco inaczej oceniany niż za oceanem – mówiąc oględnie, w Cannes wybacza się i ceni więcej niż w Dolby Theatre. Apogeum tego rozróżnienia jest sprawa Dylan Farrow, na temat której każdy może sobie wyrobić własną opinię, co w świecie filmu wielu z resztą czyni. Jej efektem jest to, że „W deszczowy dzień w Nowym Jorku” Amazon uczynił ‚półkownikiem’, a sam Allen być może nie doczeka się już szerokiej dystrybucji swoich dzieł w ojczyźnie. Na całe szczęście ma jeszcze Europę. I globalną premierę najnowszego filmu w Polsce.

Po niezbyt przychylnie przyjętym „Na karuzeli życia”, reżyser (i scenarzysta, jak zawsze) wraca tam, gdzie czuje się najlepiej. I nie mam na myśli jedynie Nowego Jorku. Gatsby (Timothee Chalamet) i Ashleigh (Elle Fanning) studiują na małej uczelni w stanie Nowy Jork i odwiedzają miasto na krótki weekend. Dla niej to całkowicie nieznane i intrygujące środowisko, dla niego powrót do miasta, które kocha. On przeżyje kilkanaście godzin zanurzając się w tym co stare i klasyczne, ona zachłyście się nowymi doznaniami i ludźmi.

imdb.com

Allen wraca w znane sobie rejony nie tylko wybierając lokacje. Kreacja głównych bohaterów, bardzo krótki wstęp, sposób narracji czy prowadzenie dwóch jedynie lekko przeplatających się wątków fabularnych to jego stare chwyty, przywodzące na myśl czerdziestoletni już „Manhattan”. Nie ma w tym może zbyt wiele świeżości per se, jest natomiast duża pewność, która procentuje w naturalnym humorze, niegubiącym się w rozbudowanych i przeintelektualizowanych metaforach. Spora w tym zasługa głównych postaci, które stare formy umiejętnie wypełniają nową treścią.

Timothee Chalamet na szczęście nie wpada w tory klasycznego allenowskiego neurotyka-deterministy, bawiąc się raczej z tym emploi poprzez kreację lewicowo-nihilistycznego reprezentanta wyższej klasy średniej. Cały powyższy opis to przeintelektualizowanie, które miałem na myśli, a którego tym razem Allenowi udaje się ustrzec. Gwiazdozbiór w osobach Liev Schreibera, Jude’a Law i Diego Luny patronuje przygodom głównych bohaterów, kreując skrajnie różne postaci. Cała konstrukcja jest luźna – historia ma wprawdzie wątek przewodni, jednak kolejne sceny obserwujemy raczej jako anegdoty z tego samego dnia, nie kolejne etapy ewolucji fabuły. Ktokolwiek zakochał się w Allenie sprzed fazy hołdów składanych Ingmarowi Bergamnowi, powinien być więcej niż zadowolony.

imdb.com

Po słabszym okresie, tak prywatnie jak i artystycznie, Woody Allen zamyka kolejną dekadę. „W deszczowy dzień w Nowym Jorku” nie jest filmem imponującym i raczej nie wyląduje w czołówach rankingów twórczości jednego z najpłodniejszych twórców. Z drugiej strony widać, że pogłoski o wypaleniu się Allena są przedwczesne – nawet jeśli nie ma już pomysłów i sił na eksperymenty, wciąż potrafi dostarczać charakterystyczne kino – dość minimalistyczne w formie, silnie oparte na dialogach i efektywnie wykorzystujące umiejętności utalentowanych aktorów. A przy tym będące hołdem dla kina dawnego, w którym było więcej miejsca na historie zamykające się w jednym, 90-minutowym filmie. To całkiem urzekające, nawet jeśli trochę zbyt często to już hołd dla samego siebie.

Ocena: 4/6

4 Comments on “Woody wraca do domu – recenzja filmu „W deszczowy dzień w Nowym Jorku””

    1. O ile się nie mylę, to Amazon wycofał się z dystrybucji tego filmu w związku z ponownym pojawieniem się różnych oskarżeń pod adresem Allena przy okazji #MeToo.

    2. Dylan Farrow, przybrana córka w okresie małżeństwa z Mią Farrow, oskarża go o molestowanie seksualne. Sprawa jest strasznie zagmatwana i nawet w środowisku można natrafić na różnorodne opinie – od deklaracji, że nie będą współpracować, po otwarte deklaracje wsparcia (np. Jude Law).

      1. Oskarżenie jest dente. I jak mało które oskarżenie był bardzo dokładnie sprawdzane, oficjalnie przez dwa ośrodki badające nadużycia wobec dzieci (sprawa była zgłoszona w dwóch stanach i dlatego były dwa śledztwa) i za każdym razem podsumowanie było jedno, lekarze i pracownicy socjalni stwierdzali w ekspertyzach, że prawdopodobnie dziecko to wymyśliło przez zawirowania w życiu domowym (rozstanie rodziców, romans z ich siostrą, ale nie córką Allena) lub jest to spowodowane naciskiem matki (taki eufemizm na manipulacje matki za pomocą dziecka). Dylan dość jasno jako dziecko deklarowała, że chcę chronić matką przed ojcem cytuje: „pieprzy moją siostrę”. Tak mówiła sześciolatka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.