Jungle Cruise zarobiło podczas premierowego weekendu w amerykańskich kinach $34,2 mln. Disney poinformował także, że poza Ameryką przychody wyniosły $27,6 mln oraz że na Disney+ nowość z The Rockiem i Emily Blunt wygenerowała ponad $30 mln.
Dziwne rzeczy dzieją się w amerykańskim box office. Jungle Cruise spisało się lepiej, niż się tego spodziewano przed weekendem (w prognozach spodziewano się rezultatu do $30 mln) i uniknęło dużego spadku z piątku na sobotę (a nawet zaliczyło 15-procentowy wzrost po odliczeniu przedpremierowych z czwartku), czego nie udało się uniknąć Black Widow. Wtedy tłumaczono to dostępem do produkcji Marvela na Disney+ i wynikającym z niego łatwym dostępem do kopii pirackich w świetnej jakości.
Tak samo zresztą tłumaczono ogromny spadek filmu ze Scarlett Johansson podczas drugiego weekend wyświetlania, ale w tym tygodniu Old i – szczególnie – Snake Eyes, zaliczając kolejno 60- i 70-procentowe spadki, pokazały, że nawet filmy z wyłącznie kinową dystrybucją nie są w stanie utrzymać widowni. W przypadku nowości poprzedniego weekendu od początku zainteresowanie było niewielkie, a noty widzów są negatywne/przeciętne, więc to też miało jakiś wpływ na word of mouth i ostateczny spadek przychodów. Sytuacja ta pokazuje jednak, że nie można aż tak jednoznacznie za winowajcę dużych spadków podczas drugich weekendów obwiniać streamingu (Disney+, HBO Max).
Po dziesięciu dniach wyświetlania na koncie filmu M. Night Shyamalana znajduje się $30,6 mln, co przy budżecie na poziomie $18 mln można uznać za dobry rezultat, który już na poziomie dystrybucji kinowej w samej Ameryce będzie gwarantował zyski. Także na rynku zewnętrznym Old radzi sobie całkiem dobrze. Po tym weekendzie na jego koncie znajduje się $17,9 mln z 44 rynków. W tej chwili globalne przychody wynoszą już prawie $50 mln. Tymczasem Snake Eyes radzi sobie znacznie gorzej. Na amerykańskie konto tej kosztującej ok. $100 mln produkcji Paramount wpłynęło już tylko $4 mln (-70%), co oznacza spadek z pozycji drugiej na siódmą i daje jej w sumie tylko $22,3 mln po drugim weekendzie. Póki co nie jest znany weekendowy wynik tego filmu spoza Ameryki.
Wracając do zwycięzcy weekendu – Jungle Cruise to najnowszy film Disneya zainspirowany atrakcją z disneyowskich parków rozrywki. W ostatnich kilkunastu latach studio kilka razy podejmowało próby stworzenia tego typu produkcji, z mieszanymi rezultatami. Przebojami okazały się filmu z serii Pirates of the Caribbean (dotychczasowe pięć część zarobiło na świecie w sumie ponad $4,5 mld). Umiarkowanym przebojem okazało się w 2003 roku The Haunted Mansion, które przy budżecie na poziomie $90 mln zarobiło globalnie $182,3 mln (w tej chwili Disney przygotowuje nowy film zainspirowany tą atrakcją). Z kolei dużą porażką okazało się kosztujące $190 mln Tomorrowland, które w 2015 roku odnotowało na całym świecie przychody rzędu tylko $209 mln.
Póki co nie można jednoznacznie stwierdzić, do której grupy ostatecznie zostanie zaliczone Jungle Cruise. Przez wielu film ten już dawno temu był spisywany na straty. Jego budżet wyniósł $200 mln, ale na Deadline Hollywood pojawiła się informacja, że wraz z marketingiem całkowite koszty wyniosły ok. $362 mln. Żeby w dystrybucji kinowej wyjść na zero przy takich wydatkach na produkcję i marketing, film musiałby zarobić ok. $700 mln. Taki rezultat jest oczywiście poza zasięgiem, ale w tym przypadku streaming pozwoli nieco zamortyzować słabą (w kontekście budżetu) postawę w przy kasach kinowych.
Jeżeli chodzi o dwie pozostałe nowości weekendu, to jeszcze kilka dni temu wydawało się, że to The Green Knight, a nie Stillwater, okaże się małą finansową niespodzianką. Tymczasem dystrybuowany przez A24 film sprzedał się „tylko” zgodnie z oczekiwaniami (analityków przed weekendem oraz tych, które pojawiły się po $750 tys. zarobionych podczas pokazów przedpremierowych). Film Davida Lowery’ego z Devem Patelem w roli głównej zarobił bowiem $6,8 mln, co dało mu lekką przewagę nad Old oraz drugie miejsce w weekendowym zestawieniu. The Green Knight był szczególnie chętnie oglądany w kinach studyjnych.
Z kolei dla Stillwater oczekiwano przed weekendem ok. $3,5 mln (prognoza ta utrzymała się po skromnych $250 tys. zarobionych przez film z Mattem Damonem w czwartkowych wieczór), jednak w sobotę i niedzielę do kin poszło więcej widzów, niż się tego spodziewano. Ostatecznie nowość zarobiła $5,1 mln (w „przedpandemicznych” warunkach takiego rezultatu nie można byłoby uznać za sukces, średnia na kino wyniosła bowiem tylko nieco ponad $2 tys.). Filmowi udało się jednak przemówić do grupy docelowej, na którą najbardziej liczono: widzów ze Środkowego Zachodu i południowych stanów. Jak podaje Deadline Hollywood, pięć z dziesięciu kin, w których Stillwater cieszyło się największym zainteresowaniem, to kina w stanie Oklahoma. To nietypowa sytuacja.
Ogólne przychody w amerykańskich kinach wzrosły nieznacznie względem poprzedniego weekendu (z ok. $70 mln do $76,6 mln). Póki co nie widać jednak negatywnego wpływu rozprzestrzeniającego się wariantu Delta koronawirusa, który w ostatnim czasie przyczynił się do po części dużych wzrostów zakażeń w niektórych rejonach Stanów Zjednoczonych (w ostatni tygodniu hospitalizacja pacjentów w Los Angeles wzrosła o 45%). Jednak właśnie ze względu na Deltę Paramount usunęło kilka dni temu ze swojego kalendarium Clifford The Big Red Dog, który miał trafić do kin 17 września (nowa data premiery nie jest na ten moment znana). To póki co jedyna duża zmiana w kalendarzu premier w ostatnim czasie.
Źródła: Deadline Hollywood, The Numbers