Niewiele pozostało mi popkulturowych zajawek z czasów wczesnej podstawówki i wcześniejszych. Na pewno Gwiezdne wojny, choć ta miłość ostatnio nieco osłabła. Tym bardziej Asterix, do którego wracam w wersjach fabularnych, animowanych i komiksowych. A jednak, obudzony w środku nocy słysząc pytanie o jakikolwiek wytwór kultury definiujący moje dzieciństwo, bez wahania wskazałbym na Pokemony.  Właśnie tak przeszła zapewne do historii popkultury pierwsza połowa XXI wieku* – nowa trylogia George’a Lucasa, początki redefiniującej literaturę popularną serii ekranizacji Harry’ego Pottera, wyczekiwana adaptacja Władcy pierścieni  i kolorowe stworki z japońskiej gry. A jednak to seria Pokemon czekała aż do 2019 roku na wersję fabularną. A w tej, co oczywiste, znacznie więcej miało prawo się nie udać, niż wyjść bardzo dobrze.

Fabuła Detektywa Pikachu koncentruje się na postaci Tima Goodmana (Justice Smith), stroniącego od Pokemonów agenta ubezpieczeniowego z prowincji. Gdy umiera jego ojciec, będący policjantem w Ryme City, Tim przyjeżdża do niezwykłego miasta, zbudowanego na założeniu o równości Pokemonów i ludzi. Rzecz jasna szybko okazuje się, że okoliczności śmierci Goodmana seniora nie są tak oczywiste, a sprawa sięga najwyższych elit miasta, włącznie z jego założycielem – wizjonerskim przedsiębiorcą Howardem Cliffordem (Bill Nighy). W całym dochodzeniu kluczową rolę odegra jednak niespodziewani pomocnicy – nieco roztargniona dziennikarka Lucy (Kathryn Newton) oraz – przede wszystkim – obdarzony zdolnością komunikacji z Timem dość nietypowy Pikachu z głosem Ryana Reynoldsa.

Warner Bros. Pictures

Fantastycznie w Detektywie Pikachu sprawdza się to, na co wielu fanów serii czekało. Realistyczne wyglądające Pokemony to kawał porządnej animacji (z bardzo nielicznymi wyjątkami) i w okolicach połowy filmu można właściwie zapomnieć, że nie oglądamy zwierząt, a wygenerowane w komputerze (i wyobraźni twórców) stworki. Walki tychże oraz ich relacje z ludźmi dostarczają sporo radości i są dokładnie tym, na co czekają dwudziestokilkuletni dziś fani. Gdy na okrasę dostajemy dość smacznie podane nawiązania do gier oraz serialu animowanego, trudno się nie uśmiechnąć.

Niestety jednak wiele rzeczy również nie gra. I wcale nie chodzi o aktorstwo, które jest tu właściwie idealnie dopasowane do modelu familijnego, włącznie z wyniosłymi szwarccharakterami o brytyjskim akcencie i nadeskpresją nastoletnich (?) protagonistów. I o ile prostotę scenariusza można wybaczyć, to nawet przymykając oko na wiele błędów, ogrom dziur aż domaga się wspomnienia. Żal również amputowanych wątków, niewykorzystywania potencjału wykreowanego świata oraz tego, że wbrew obietnicy niewiele tu z detektywistycznej zagadki. Film zbyt szybko wpada na tory wyznaczone przez wiele innych produkcji (by nie psuć seansu, nie powiem jakie mi się nasunęły). Wszystko to jest jednak zbyt jednowymiarowe i bardzo szybko okazuje się, że znajdziemy tu niewiele ponad nostalgię i przyjemne dla oka CGI.

Warner Bros. Pictures

A jednak jest coś, co najwyżej przeciętne niespełna sto minut rozrywki katapultuje do kategorii ‚warte uwagi’. I nie zdziwię nikogo, że jest to Ryan Reynolds i dusza, jaką nadaje postaci Pikachu. Ten absolutnie bezbłędny wybór obsadowy przyzwoicie napisaną postać rozbudowuje o istotną dozę charyzmy i niewymuszonego humoru. Ciekaw jestem jak w polskiej wersji poradził sobie z tym wyzwaniem Maciej Stuhr, bo zakres w jakim Detektyw ostatecznie opiera się na jego barkach, każe stwierdzić, że zadanie było naprawdę trudne.

Pierwsze fabularne wcielenie Pokemonów to produkcja daleka od ideału. Zarazem jednak to ten typ filmu, który przy wyjściu z sali kinowej nie generuje poczucia zawodu. Tak w zakresie całego filmowego uniwersum, jak i stylistyki oraz klimatu, Detektyw Pikachu jest bardzo spójny ze wszystkim co znamy i nie powinien zepsuć humoru tym, którzy jako dzieci zasiadali codziennie przed telewizorem, by na Polsacie śledzić przygody Asha Ketchuma. Zapewne początek serii, która będzie miewała lepsze i gorsze momenty – element przejścia do marki nadążającej za dorastającymi odbiorcami. Spora doza przyjemnej rozrywki i dostarczający uśmiechu powrót do przeszłości – Pokemony wróciły do mojego świata**. I choć nie jest to powrót idealny, cieszę się, że nastąpił.

Ocena: 3.5/6

* – tak, wiem, lista jest bardzo subiektywna, ograniczona i niepełna; ilu pytanych – tyle opinii, I’m just trying to make a point
** – autorowi nie było dane posiadać telefonu z Androidem w trakcie szczytowej popularności gry Pokemon Go, toteż nigdy faktycznie w nią nie grał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.